Nie pamiętam już kiedy mój wpis wzbudziłby tyle kontrowersji co przejście na post dr Dąbrowskiej. Przez 42 dni postu do dzisiaj otrzymałam od Was blisko 500 wiadomości/komentarzy/zapytań odnoszących się do Waszych doświadczeń i moich poczynań! Trzymaliście za mnie kciuki, dopingowaliście a przy tym wszystkim poznałam również niejedną z Waszych historii. Tak! Dzisiaj z całym przekonaniem stwierdzam, że udało mi się wytrwać ten post również a może przede wszystkim dzięki Wam!  

Post dr Dąbrowskiej – jak zacząć?

Mentalnie do postu przygotowywałam się dobre pół roku. Dużo czytałam, słuchałam wykładów samej Pani doktor, podziwiałam efekty przemian osób postujących i obiecywałam sobie po stokroć, że gdy tylko na horyzoncie pojawi się pierwszy przebłysk wiosny, przejdę to na własnej skórze! Post właściwy rozpoczęłam dokładnie 1 marca. Na dwa tygodnie przed postem zrezygnowałam całkowicie ze spożywania mięsa a na kilka dni przed samym “dniem sądnym” ograniczyłam ilość spożywanych kalorii w postaci wyeliminowania słodyczy.

Tak się złożyło, że 1 marca rozpoczęliśmy nagrywania pierwszej części wiosennych inspiracji, co w praktyce oznaczało dla mnie wytężoną pracę fizyczną przez 3 dni pod rząd w trybie godzinowym: 15/24! I choć moja ekipa zajadała się w tym czasie pysznymi obiadami, co chwilę podsuwając mi pod nos ukochaną czekoladkę z orzechami to nie dałam się skusić! Co więcej, gdyby nie natłok pracy i totalne skupienie na realizowanych projektach być może nie przetrwałabym trudnych początków i nieustającego skurczu w żołądku, który nagle musiał się zadowolić surową marchewką. Napisałam Wam wówczas na FB, że dobrym sposobem na przetrwanie postu jest sprawienie aby ból nóg był silniejszy od uczucia głodu. Nadal to podtrzymuję!

Adrenalina i konieczność zrealizowania zaplanowanych video, zrobiły swoje. Bo kiedy po skończonej pracy i pierwszych 3 dniach postu, rano otworzyłam oczy świat zaczął kręcić się w kółko! Okrutna migrena, zawroty głowy i wymioty towarzyszyły mi przez cały dzień, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie. To niestety bardzo częste objawy występujące szczególnie w pierwszych dniach. Dziś wiem, że sposobem na uniknięcie tych nieprzyjemności może stać się rozpoczęcie postu od picia świeżo wyciśniętych soków. Organizm ponoć znacznie lepiej znosi nagłą zmianę jeli dostarczamy pokarm w formie płynnej. Ja w tym czasie zadowalałam się jedynie wodą.

Post dr Dąbrowskiej – jak przeżyć?

Kolejne tygodnie upływały mi podobnie. Jednego dnia byłam bardzo drażliwa, drugiego smutna. Liczyłam na to, że czas postu stanie się również okazją do pracy nad sobą i samorozwojem. Tymczasem budziłam się wczesnym rankiem i kładłam spać nie mając nawet często świadomości kiedy zasypiam. Niezmiennie również było mi zimno i wciąż myślałam o czymś słodkim, najczęściej moje fantazje krążyły wokół “makowca”, co nieoceniona FB grupa wsparcia nazywała trafnie nie-głodem (bo tego tak naprawdę nie czułam) a po prostu czystym-pożądaniem. Nie mogłam zaprzeczyć gdyż faktycznie uwielbiam jeść, delektować się smakiem i od zawsze traktuję jedzenie jako formę przyjemności…W tym przypadku należy pozbyć się złudzeń! Dieta to prawdziwa męka dla podniebienia! I nawet jeśli dysponujemy najbardziej kolorowymi warzywami to sama dieta staje się szybko dosyć monotonna. Jest jeszcze gorzej gdy trzeba gotować “normalne posiłki” dla pozostałych domowników. Przypuszczam, że główne źródło mojego największego smutku w trakcie 42 dni postu, leży u podstaw zapachu świeżych gofrów o poranku, które choć z miłością przygotowywane dla Chłopców…to doprowadzały mnie do łez.

Do postu namówiłam moich Rodziców. Im ten czas był bardzo potrzebny i to z wielu przyczyn. A do tego słusznie uznaliśmy, że razem będzie nam raźniej! Wsparcie w trakcie postu jest bardzo potrzebne, jeśli więc kiedykolwiek spotkacie się z taką osobą to zapamiętajcie, że każde słowo dodające otuchy jest w tym przypadku na wagę złota!

W trakcie postu, następuje również moment nazywany “kryzysem ozdrowieńczym”, który mówiąc bardzo ogólnie, polega na nasileniu się bóli miejsc objętych chorobą lub dysfunkcją.. Jedni w tym czasie skarżą się na bóle stawów, kolan…innym doskwiera ból żołądka albo też odzywają się w nich bóle nieznanego dotąd pochodzenia. W moim przypadku również nastąpił ten moment i objawił się w ostatnim tygodniu postu, ropnym oczyszczaniem zatok. Trwało to 3 dni w trakcie których mój nos przepuścił taką ilość wydzieliny, jakiej nie zdążył wydalić chyba przez całe życie. Było to o tyle zaskakujące, że wydzielinie towarzyszył silny ucisk zatok czołowych, który ustąpił wraz z ostatnią zużytą chusteczką. Mam ogromną nadzieję, że tym samym pożegnałam się z notorycznym stanem zapalnym i raz na zawsze wyleczyłam swoje zatoki!

Post dr Dąbrowskiej – udało się! Co dalej?

W dniu zakończenia postu, chciałam ogłosić całemu światu, że udało mi się tego dokonać!!! I nie chodziło wcale o ubytek 10 kilogramów! Najbardziej byłam/jestem dumna, że podjęłam walkę z samą sobą i dałam radę! Dla mnie to prawdziwy sukces! Tym bardziej, że w ciągu ostatnich 5 lat przetestowałam chyba wszystkie możliwe diety, niestety z mizernym skutkiem… Uświadomiłam sobie, że najtrudniejsze dialogi odbywają się w naszej głowie i to która ze stron wygra, zależy tylko od siły naszego charakteru.

Po diecie bardzo istotny jest proces wychodzenia. Proszę aby nikt nie sugerował się tym co teraz napiszę ale osobiście po zakończeniu diety przeszłam wyłącznie na zdrowe odżywianie, nie stosując się już stricte do zaleceń dr Dąbrowskiej. Zrezygnowałam z mięsa i przetworzonej żywności. W mojej diecie wciąż dużą rolę odgrywają warzywa (zaskoczenie! nie nudzą się po skończonym poście) i ogromna ilość świeżych soków, smoothie! Waga zatrzymała się w miejscu, nie przytyłam ani grama i muszę Wam powiedzieć, że dobrze jest znowu poczuć się sobą w swojej skórze.

Wraz z zakończeniem postu energia wzrasta! Dopiero teraz mogę w pełni przyznać, że było warto. Czuję się lekka, zdrowa i promienna. Mam wrażenie, że wróciłam do lepszej wersji siebie. Post przywrócił mi chęci i siłę na robienie tego wszystkiego przed czym przez długi okres znajdowałam wymówki! A przede wszystkim udowodniłam sobie po raz kolejny, że “Chcieć to znaczy Móc!!!”

Moje rady:

  1. Przed przystąpieniem do postu warto a nawet należy wykonać wszystkie podstawowe badania typu morfologia, poziom cukru, żelaza itp. Zaleca się również wykonać takie badania po zakończonym poście. Jako ciekawostkę mogę dodać, że mój Tata odstawił lekki na nadciśnienie, które regularnie przyjmował od 2 lat.
  2. Gdybym jeszcze raz miała przystąpić do postu, pewnie poczekałabym na nadejście cieplejszych dni. W trakcie postu spożywamy zaledwie 600-800 kcal (lub mniej) organizm jest bardzo wyziębiony i chociaż ratowałam się ciepłą zupą to jednak wciąż myślę, że lato wydaje się najbardziej sprzyjającą pora roku.
  3. Przełom lata/jesieni to również najlepsza pora roku na przechodzenie postu jeszcze z innego powodu: nie brakuje wówczas świeżych warzyw i owoców. Pod koniec zimy trzeba się wykazać niezłą determinacją w celu poszukiwana zdrowych, ekologicznych warzyw. Polecam Wam również przygotowanie domowych kiszonek (niezbędnych w menu)
  4. Nie można zapominać o piciu minimum 2 litrów dziennie płynów! To bardzo ważny element postu, wpływający nie tylko na nasze samopoczucie ale również na sam proces oczyszczania.
  5. Polecam Wam również przejście na post w towarzystwie. Upewnij się jednak, że Twój towarzysz jest równie zdeterminowany jak Ty, aby w trakcie postu stał się Twoim wsparciem i ostoją. Razem jest zdecydowanie prościej.

 

 

Z Waszych wiadomości wyłoniło się wiele wspaniałych Kobiet. Poznałam kilkadziesiąt niezmiernie ciekawych choć czasem smutnych historii. Dowiedziałam się o chorobach o których wcześniej nie miałam bladego pojęcia. Notorycznie w Waszych @ przewijało się hashimoto (to już totalna plaga!). Na koniec chciałabym się podzielić z Wami fragmentem wiadomości od jednej z moich Czytelniczek, ku pokrzepieniu:

“(…)Gratuluję przejścia postu dr Ewy Dąbrowskiej. Ja dzięki niemu zaszłam w upragnioną ciążę, ale mięso odstawiłam już pół roku przed postem. Nie chciałam tego pisać pod postem, ale może Pani, przepraszam, możesz mnie zacytować bez podawania danych. Ciąża, na którą czekaliśmy 8 lat, po drodze niepowodzenia, program in vitro oraz przygotowania do adopcji. Post był ostatnią deską ratunku. Zaszłam w ciążę zaraz po ukończeniu 6go tygodnia. Nie stosowałam się do przepisów z książki, bo były dla mnie zbyt pracochłonne, jadłam tylko dozwolone warzywa i owoce. W sezonie nawet nie tknęłam czereśni, które kocham – tak mi zależało. W razie niepowodzenia mogłabym spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć, że zrobiłam wszystko co mogłam. Moje Szczęście parę dni temu skończyło roczek ? Może komuś pomogę swoją historią. Jednak to co i jak jemy ma ogromne znaczenie! (…)”

O moim początku możecie poczytać tutaj:  TUTAJ

*fot. Piotr Ratuszyński