Wszyscy posiadamy jakiś skrywany przed światem lepszy obraz siebie. Plany na jeśli nie doskonalszą to na pewno szczęśliwszą wersję naszej osobowości. Marzenia na myśl o których uśmiechamy się do siebie w duszy. Wszak podświadomie od zawsze wiedzieliśmy kim jesteśmy, czego potrzebujemy i w czym możemy naprawdę się spełnić. Ufamy, że realizując nasze wizje w końcu będziemy szczęśliwi…

I tak mijają dni, miesiące, lata…Marzenia powoli pokrywa kurz. A plany stają się coraz bardziej odległe. Uśpione pragnienia zamiast uśmiechu, wywołują na twarzy coraz częściej jedynie smutek nostalgii… Powtarzasz, że nie tak miało być ale jednocześnie nie masz bladego pojęcia co z tym zrobić.  Cóż, przyjemnie sobie pomarzyć, trudniej było wykonać pierwszy krok…

A do tego innym LOS sprzyja!

Sytuację pogarsza fakt, że… inni według Ciebie mają po prostu lepiej! Skubańce wygrali swoje życie! Oj,  kiepskie to dla Ciebie tło. Przyglądasz się tym szczęściarzom i myślisz (niepotrzebne skreślić): udało im się/mieli łatwiej/los im sprzyja/mają bogatych rodziców/mieszkają w większym mieście/skończyli lepsze szkoły/nie mają kredytów.

A Tobie przyszło wieść taki ot przeciętny LOS szaraka. Bardzo łatwo i wygodnie jest Ci na LOS właśnie zrzucić całą odpowiedzialność za swoje życie! W końcu masz winnego! Jeśli sprawa się przedłuża to do grona odpowiedzialnych za twój smutny padołek dołączy pewnie jeszcze nauczyciel z podstawówki (który był zbyt wymagający), rodzic-kat (który nie okazywał uczuć), partner (który nie wpierał) i na końcu o zgrozo! Twoje dzieci (dla których poświęciłaś karierę). Wachlarz twoich błędów i niedoskonałości rośnie i rośnie, lista nieszczęść, jakie Cię spotkały w życiu zdaje się nie mieć końca.

To przykre, ale i… jakie wygodne! Siedzisz w jednym miejscu od lat i nie robisz nic, co mogłoby to zmienić. Twój strach, Twoje wcale nie słodkie życiowe lenistwo ale także nierzadko zazdrość o innych – stają się niczym balast, który nie pozwala ruszyć z miejsca! Czy nie masz ochoty wreszcie tupnąć nogą i powiedzieć: “Dość życia w sferze wyobrażeń! Dosyć rutyny i spełniania wyłącznie cudzych oczekiwań. Czas na mnie! I życie, którego zawsze pragnęłam”

Inspirujące historie

To zabawne ale muszę Wam przyznać, że wzruszają mnie okrutnie programy typu “talent show”, rozdanie nagród na Olimpiadzie czy wręczanie Oskarów. Kibicuję innym, cieszę się ogromnie gdy ktoś spełnia swoje marzenia. Myślę wtedy o drodze, która przywiodła ich w to miejsce. O trudzie, który pokonali.

Gdy patrzymy z boku często wszystko wydaje się nam tak proste. Tymczasem mało kto wygrywa los na loterii. Za sukcesem i szczęściem stoją wytrwałość i ciężka praca. Zawsze towarzyszą im stres, determinacja, trud i zmęczenie. Czasem musisz sięgnąć dna, by móc się odbić, nieraz stanąć na rozdrożu czy nad przepaścią. Reguł w tej grze wprawdzie brak, ale wierzcie mi, że warto powalczyć.

Sukces to pojęcie bardzo względne. Dla jednych jest to pięcie się po schodach w korporacji, dla drugich możliwość podróżowania po świecie, dla jeszcze innych sposobność do obcowania z wciąż nowymi Ludźmi. Mój osobisty sukces to możliwość robienia tego co kocham, co czuję i czego zawsze pragnęłam. Zawsze chciałam pisać i tworzyć. To drugie wychodziło mi intuicyjnie – śledziłam prasę wnętrzarską, znałam na pamięć nieliczne jak na tamten czas podręczniki z architekturą a ponadto zwyczajnie lubiłam się tym zajmować. Do pisarstwa potrzebny był warsztat. A ja nie za bardzo wiedziałam gdzie go zdobyć.. Spędziłam więc rok na polonistyce wierząc, że może będzie mi bliższa niż filologia angielska. Pisywałam do gazet na początku do rubryk zwanych “Listami od Czytelników”, potem za pierwszy artykuł otrzymałam swoje wynagrodzenie – całe 50 zł. za tydzień pracy! Studia dobiegły końca, na świecie był już Wiktor a ja po raz pierwszy poczułam, że miały racje koleżanki śmiejące się pod nosem, że w tej branży nie ma miejsca na amatorów. Śniłam na tamten czas o pracy w “Twoim Stylu”, setki razy układałam w głowie list motywacyjny do redaktora naczelnego. Nigdy nie mając odwagi napisać go realnie. I wtedy w lokalnej gazecie ukazało się ogłoszenie o pracę. Potrzebowali kogoś takiego jak ja: znajomość branży internetowej, SEO, języki obce, łatwość pióra…Po krótkiej rozmowie zostałam przyjęta. Miałam zacząć od następnego dnia. Przyjechałam na umówioną godzinę a potem usiadłam na ławce i  zaczęłam przyglądać się Ludziom wchodzącym do budynku. To nie było miejsce dla mnie! Wiedziałam to zarówno wtedy jak i teraz po 4 latach kiedy zadzwonił ten sam numer telefonu z ofertą pracy kilkukrotnie przewyższającą pierwotną propozycję!

Nie mając nawet cienia gwarancji postawiłam wszystko na jedną kartę! Każdej nocy z weekendami włącznie zaczynając od 19 a kończąc najczęściej o 2, z noworodkiem i dwulatkiem pod opieką w trakcie dnia, tworzyłam bloga – czyli zjawisko o którym na tamten czas mało kto słyszał. Przez rok nie zarabiając na nim nawet złotówki. Stojąc niejednokrotnie przed kobiecymi dylematami: nowa sukienka na lato czy kolejne drobne na aparat fotograficzny – zawsze wybierałam to drugie i to bez cienia żalu! Zmęczona ale zdeterminowana, nie przestawałam jednak wierzyć, że mi się uda! I z pasji, zaangażowania oraz marzeń o twórczym życiu wreszcie stworzę coś swojego. Czytałam pisma branżowe, słuchałam rad, dużo się uczyłam i popełniałam mnóstwo błędów, które chcąc nie chcąc są wliczone w ryzyko. Coraz częściej pojawiały się przychylne słowa a to podtrzymywało bardzo na duchu!

Resztę historii już znacie… Lubię do niej wracać, bo na swoim przykładzie nauczyłam się, że warto walczyć o marzenia! I choć dla mnie bodźcem zapalnym do pracy nad blogiem była nie inspiracja a determinacja wynikająca z potrzeby tworzenia, to zachęcam Was do inspirowania się innymi Ludźmi. Pamiętasz, jak im zazdrościłaś? Popatrz nich zupełnie inaczej. Niech te historie staną się czymś wartościowym i pozytywnym: motywacją do zmian, impulsem do działań, energią do pracy nad sobą.

Wykonaj pierwszy krok…

…i wybierz się na randkę! Zamiast Męża/Partnera zabierz ze sobą notatnik i długopis. A kiedy usiądziesz w ulubionej kawiarni czy na ławce w parku wez głęboki oddech i zastanów się czego tak naprawdę pragniesz? Jak powinno wyglądać Twoje życie? Co byś zmieniła? I jak tego dokonać?! Krok po kroku, miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu… Na końcu drogi czeka CEL i Ty go osiągniesz! Bo nie dasz za wygraną i tym razem nie odpuścisz! Powiem Ci coś jeszcze – sama zmiana podejścia do życia otwiera wiele drzwi. Wykorzystaj to!

Na koniec muszę podzielić się z Wami pewną historią. Otóż kiedy ponad rok temu popełniłam tekst: “Kobiety do boju!”, otrzymałam od Was wiele wiadomości z podziękowaniami za dodanie otuchy i przywrócenie wiary w Wasze możliwości. Pisałyście o wielu przeciwnościach losu. Mam nadzieję, że dzisiejszy tekst doda Wam motywacji do działań mimo wszelkich trudności i zamieni blokady, które często Wy same na siebie nakładacie w porządny i realny scenariusz na życie.

Po roku od publikacji wpisu: “Kobiety do boju!” od jednej wyjątkowej Czytelniczki dostałam taką oto wiadomość znajdującą się poniżej. Autorkę tego listu, poznacie w kolejnym wpisie z cyklu: “Macierzyński szansą”. Tymczasem niech treść posłuży Wam za dowód na to, że zostanie KOWALEM SWOJEGO LOSU jest wspaniałe! I realne! Wystarczy chcieć! Ona zrobiła to w niespełna rok!

“Cześć!
Chciałabym Ci podziękować wiesz…Bardzo, bardzo.
Czytam Twojego bloga mniej więcej od kiedy urodziłam synka, czyli ponad dwa lata. Jest piękny estetycznie, jest mądry, bo pisany przez mądrą kobietę. Ale ja chcę Ci podziękować za inspirację!
Tak, zainspirowałaś mnie!
Był kiedyś taki post o robieniu tego co się kocha, o kobietach spełnionych…To ten post był dla mnie punktem zwrotnym. Długo nie wiedziałam co chcę robić w życiu, jak pogodzić pracę, dziecko, dom. Na Twoim przykładzie widać, że można.
I ja stwierdziłam, że ja też tak chcę, że chcę realizować swoje marzenia, że chcę robić to co kocham, że chcę być najlepszą mamą, bo mamą spełnioną!
Do meritum, bo się za bardzo rozpisuję…
Latem postanowiłam, otwieram kwiaciarnię, zawsze o tym marzyłam, ale wszyscy wyliczali mi tylko minusy tego biznesu. Poszłam na kurs, na praktyki, zaczęłam robić jakieś rzeczy na zamówienie dla znajomych, dla rodziny. Odezwała się do mnie menagerka (tu nazwa restauracji) czy może bym im nie zrobiła kilku ozdób na Święta Bożego Narodzenia. Wyszło z tego kilkadziesiąt ozdób, które robiłam w domu, późnymi wieczorami jak moi chłopcy spali
Udało się, wyszło super.
W styczniu nawiązałam współpracę z inną restauracją, dzięki temu, że poleciła mnie właśnie ta menagerka!
Dzięki temu trochę zmieniłam pomysł na siebie i firmę ale nadal jest to florystyka. Otwieram firmę dekoratorską, marzę o dekoracji ślubów, wesel, przyjęć okolicznościowych i o tym czym zajmuję się teraz w tej restauracji.
Mam już wynajęty lokal na pracownię, czekam na decyzję odnośnie dofinansowania. Mało tego, mam już 4 rezerwacje na aranżacje wesel i jeden ślub.
Wystarczyło zacząć coś robić i chcieć!!! Dziękuję, że prowadzisz tego bloga, że inspirujesz ludzi! A to serio dzięki Tobie ! Tylko tyle…i AŻ tyle ! Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych sukcesów!”

We can do it!

 

 

* fot. Piotr Ratuszyński