“Po pierwsze mieć dużo chomików, lornetkę i domek malutki. I żeby się u mnie na strychu, zalęgły choć raz krasnoludki. A ja chciałbym fruwać po niebie w minutę być na końcu świata. A w domu mieć tylko dla siebie samochód i psa oraz brata…”
Pamiętam, że najbardziej nie lubiłam “być krową”! Chyba nikt nie chciał nią być! Zabawa polegała na tym, że jedna osoba stała z uniesionymi na wysokość ramion- rękami, a pozostali trzymali ją za palce imitujące krowie wymiona, chórem pytając: “Krowo, krowo, jakie dajesz mleko? Na co krowa wymieniała: zielone, żółte, niebieskie…czerwone, a gdy powiedziała “czarne” uczestnicy zabawy zaczynali uciekać. Krowa zaś musiała ich łapać. Złapana osoba odtąd stała jak posąg w rozkroku a gdy ktoś chciał ją uratować, mógł przeczołgać się pod rozstawionymi nogami.
Lubiłam za to skakanie na gumie, grę w klasy (narysowaną patykiem na ziemi lub kredą na chodniku), trzepak, zabawę w “palanta” i dwa ognie! Wiosną i latem tworzyłam “sekreciki”, zwane też “widoczkami” – czyli kwiaty schowane pod szkiełkiem z rozbitej butelki. Raz skaleczyłam się takim szkłem dotkliwie! Krew ściekała mi kropla po kropelce przez całą klatkę schodową, zostawiając ślad na każdym schodku aż do trzeciego piętra. Mama o mało nie skonała z przerażenia! A ja nie czułam bólu i pewnie bym tak chodziłam po podwórku jeszcze długo, bo Asia z drugiej klatki powiedziała, że też tak kiedyś się jej zrobiło i że trzeba przytrzymać takim specjalnym listkiem, chyba z bzu. Nie pomogło. Wtedy dostałam pierwszą karę: “Żadnego wychodzenia i żadnej dobranocki”. Co chwilę do domu dzwonił więc domofon: “Wyjdziesz?” albo jeśli to nie ja odebrałam: “Proszę Pani a Gosia wyjdzie?”.
Miałam kolegę Rafała, tego od BMX’a co już Wam kiedyś wspominałam. Raz zorganizowaliśmy pogrzeb dla gołębia i on dziurawym trampkiem popchnął tego ptaszka w wykopany obok dół, potem zasypał piaskiem z piaskownicy a ja ułożyłam na wierzchu mlecze. Czuliśmy się trochę wszyscy winni, bo dzień wcześniej strzelaliśmy kolejno w drzewo z procy Rafała i ja też kilka razy chciałam spróbować…
Zbierałam karteczki z notesików i wierzyłam w nadprzyrodzoną moc plastikowego serduszka, pierwszego w historii gratisu, dołączonego do dezodorantu “Fa“. Inni też kolekcjonowali różne widokówki czy pocztówki ze zwierzętami. Potem się wymienialiśmy i tak za jedną okładkę z notesiku, można było wynegocjować do dziesięciu zwykłych karteczek!
Takie wspomnienia z dzieciństwa…
Dziś, dziewczyny i chłopaki z mojego osiedla sami zostali rodzicami. Większość z nich zapomniała, że dzieciństwo to przede wszystkim zabawa! Czas kryjówek i strzelanin z procy. Potrzeby ciągłego ruchu i swobody! Budowania prawdziwych, pierwszych relacji…w tym oprócz przyjazni, także sprzeczek i wspólnych negocjacji. I choć potencjalne zagrożenia zostały zmniejszone do minimum, to osiedlowe podwórka dawniej wypełnione okrzykami i odliczaniem: “Pałka, zapałka dwa kije. Kto się nie schowa ten kryje!”, dziś świecą pustkami. W najlepszym przypadku, nad głowami Dzieci sterczą nadgorliwi rodzice, którzy na przemian strofują: “uważaj!”, “poczekaj”, “nie wchodz”, “zaraz spadniesz!”.
Wspólna, beztroska zabawa przegrywa coraz częściej ze światem interaktywnym lub z wygórowanymi ambicjami opiekunów..
“Po pierwsze mieć dużo chomików
Lornetkę i domek malutki
I żeby się u mnie na strychu
Zalęgły choć raz krasnoludki
A ja chciałbym fruwać po niebie
w minutę być na końcu świata
A w domu mieć tylko dla siebie
Samochód i psa oraz brata…”
Ten ulubiony fragment piosenki Radiowych Nutek nucę sobie od kilku dni. A dokładniej od dwóch tygodni, kiedy widok z kuchennego okna uprzymila mi gwar Dzieci, bawiących się na wymarzonym placu zabaw w przydomowym ogrodzie. I nie wiem tylko kto marzył o nim bardziej? My czy Oni? Bo cieszymy się wspólnie: my jak Dzieci, a Chłopcy wiadomo…wraz z osiedlową gromadą własnie odnalezli swój współczesny trzepak, swoją bazę i szansę na zdarte kolana oraz równie barwne wspomnienia z dzieciństwa, jak ich rodzice…
Niech żyje podwórko!
plac zabaw: www.woodlit.pl
Ale czadowy, jeśli nie mieszkałabym w bloku, to na pewno bym plac zabaw zakupiła. Mam za to rodziców na wsi i mój tata organizuje plac zabaw DIY. Zrobił piaskownicę i domek, teraz kończy właśnie karuzelę i niedługo czas na huśtawki. Nie jest taki piękny i profesjonalny, ale jest. Wasz jest wprost cudowny!
bajeczny zakątek. My jesteśmy aktualnie na etapie tworzenia domku 🙂
Jaki koszt jest takiego zestawu, bo rozumiem ze od tego z jakich elementów jest złożony zalezy cena? Jestem mamą 3 urwisów:) i ten plac zrobil na nas wrażenie. Monika
Witaj Lady:) czy można wiedzieć jaki jest koszt tego zestawu?lecmonia
Dzieki za otworzenie oczu i przypomnienie wspanialych chwil beztroskiego dziecinstwa 😉
Bajeczny 🙂 Sama chciałabym być znów tą małą dziewczynką z podrapanymi od wspinania się po drzewach kolanami.
Jak tylko się wybudujemy będę musiała o takiej “bazie” dla moich łobuzów pomyśleć 🙂
To prawda, że dzieciaki coraz mniej czasu spędzają na podwórku a coraz więcej przed komputerem 🙁 Niestety, ale w dużej mierze jest to właśnie wina Nas – Rodziców, bo po prostu za bardzo się boimy, że coś złego może się stać. Jednak taki plac zabaw w ogródku to super pomysł, a i dzieciaki z sąsiedztwa można zaprosić 😀
Świetnie to wygląda! Nie chcę nawet znać kwoty za jaką taką niespodziankę dzieciom zrobiliście! Super pomysł ;*