Pierwszy raz w historii Polski żyje się Kobietom łatwo i przyjemnie. Są wolne, wyzwolone, mogą zostać kimkolwiek zechcą, nie ogranicza ich ani Mąż, ani system. Mogą golić nogi albo nie. Mogą chodzić do kin z kimś lub w pojedynkę. Mogą studiować, kształcić się do woli i oddawać pasjom różnorakim. Wspaniałe czasy w których o nic nie trzeba walczyć a jedynie zakasać rękawy do pracy o lepsze jutro i marzenia!
Przenoszę się do naszego mieszkania w bloku. Kuchnia, łazienka, pokój gościnny a w nim rozkładana wersalka (i łóżko sypialniane w jednym), mały pokoik dzielony z bratem oraz przedpokój. O te 35 metrów kwadratowych mój Tata walczył kilka dobrych miesięcy. Skończyły się limity a prezydent miasta był nieugięty. Tata dopiął swego a pózniej wraz z mamą latami jedli obiady na parapecie. Na meble trzeba było poczekać. Obiad? Wiadomo..najczęściej zupa pomidorowa z makaronem a na drugie ziemniaki, kotlet i ogórek kiszony.
Mama prawdziwa Kobieta-pracująca i Adam Słodowy w jednym! Skarpetki-pocerowane, przetwory na cały rok przygotowane z zapasem, czekają poukładane w rządku w piwnicy. Frania – naprawiona. No właśnie FRANIA to taka współczesna pralka w postaci wielkiego wiadra, której obsługa była prawdziwą przygodą a jedno pranie zajmowało około 3 godzin. Biorąc pod uwagę, że było to na 20 lat przed erą pampersów, mama spędzała nad franią dobre pół dnia. Z pomocą przychodziły pralnie. Mama korzystała z ich usług w kwestii pościeli. Zanosiła ją w wielkiej torbie podróżnej i odbierała po tygodniu świeżą i wymaglowaną. Pózniej zapach maglu unosił się w całym domu, co wróżyło nadchodzące święta…Szczęśliwie wypuścili Polennę 2000 i był też Ludwik-płyn do wszystkiego.
Kolejną część dnia Mama spędzała stojąc w kolejce po chleb, po mięso, po papier toaletowy, po lodówkę i żeby oddać butelki po oranżadzie. Czasami tez stała nie wiadomo po co…ale inni tam byli a to znaczyło, że coś “rzucili” i warto poczekać. To wtedy Polacy nauczyli się narzekać. W kolejkach się stało i narzekało na kraj, na pogodę, na Jaruzelskiego i ekspedientkę “francę”, która sprzedawała wg swoich upodobań. Raz Mama nie wytrzymała! I wygarnęła takiej jednej, która nie chciała sprzedać mleka 3 miesięcznej mnie, płaczącej na rękach. Powiedziała, że “nie ma i koniec”. Na co Mama: “żeby tłumaczyła to nie jej ale 3 miesięcznemu dziecku i że nie wyjdzie ze sklepu bez mleka nawet siłą”. Wtedy podeszła do Mamy jakaś Pani i oddała jej swój przedział.
Ludzie byli życzliwi. Wszyscy “jechali na tym samym wózku” i każdy rozumiał potrzeby innych. Do naszych drzwi co rusz pukali sąsiedzi pożyczyć szklankę cukru, albo mąki. Znaliśmy wszystkich mieszkańców bloku…ba! Znaliśmy ich rodziny: szwagrów, wujków i ciocie. W tamtych czasach liczyły się dojścia i wiedzieliśmy kto jest w stanie załatwić mięso a kto dolary.
Polska gościnność. Co jakiś czas odwiedzała nas rodzina z drugiego końca Polski. Dzwonili tydzień wcześniej i my wiedzieliśmy, że będą na sto procent zgodnie z ustaleniami. Nikt nie zwracał uwagi na spanie na rosyjskim materacu, przykrytym drapiącym kocem. Liczył się czas spędzony wspólnie, piękne historie oraz bliskość i możliwość obcowania ze sobą. Mama wyjmowała na stół wszystko co najlepsze, niewiele tego było ale to nie forma się liczyła a chęci. Żegnaliśmy się z naszymi gośćmi z łezką w oku, tuląc ich tak mocno, jakbyśmy się mieli nie zobaczyć przez kolejną dekadę. A święta? W tych samych 35 metrach mieściło się ponad 30 osób! To samo w imieniny i wszelkie ważne rodzinne uroczystości.
Tata pracował całymi dniami. Moja Mama była szczęściarą, trafił jej się prawdziwy ewenement, znajdujący czas na zabawy z Dziećmi i pomoc przy obowiązkach domowych, gdyż w tym samym czasie czytała poradnik “Zdrowie Kobiety” z 1984, a z niego jasno wynikało:
” Dobry mąż i ojciec oznacza mężczyznę, który nie pije i przynosi do domu zarobione pieniądze.
Jeśli do tego pomaga żonie, na przykład wynosi śmieci i wykonuje drobne naprawy,
jest już niemal ideałem.
O rzeczywistym udziale w życiu rodzinnym, zajęciach gospodarskich i opiece nad dziećmi
tradycyjne kanony rodzinne niewiele mówią”
Szczęśliwie, najwyrazniej nie dzieliła się z Tatą zdobytą wiedzą, bo Ich związek od zawsze sprawiał wrażenie partnerskiego. W jednym Tata jednak przypominał PRL – owski model ojca: po pracy, wracał do domu, mył ręce i zasiadał w fotelu z gazetą w ręku, czekając na zupę. Na całą resztę kanonów epoki nie miał czasu, choć jego koledzy i owszem, bliżej im było do baru niż rodzin.
Z czasem zaczęło się nam wieść. Mama częściej odwiedzała Pewex, kupiliśmy video i malucha, którym przejechaliśmy łącznie kilka tysięcy kilometrów. Bez fotelików, za to z otwartymi na całą szerokość szybami w samochodzie i palącymi Rodzicami z przodu, zachodzącymi w głowę dlaczego dzieciom co chwilę robi się niedobrze. W drodze prześpiewaliśmy wszystkie hity Lady Punk, Papa Dance i Bajmu, a ja co podróż opowiadałam kim zostanę gdy dorosnę. Postoje na CPN-ie w czasie których Tata sprawdzał trasę na dużej mapie, umilały kanapki z domu oraz herbata z termosu.
Nie dostaliśmy się z bratem do przedszkoli więc swoje dzieciństwo kojarzę głównie z domem i podwórkiem. Bawiłam się najczęściej w dom albo w szkołę. Pamiętam szare kolorowanki i te wyjątkowe z naklejkami a także wycieczki z mamą na pocztę w celu połączenia z zagranicą. Jednego dnia nie zapomnę do końca życia! Z Ameryki dostaliśmy paczkę: kilka ubrań, tenisówki, słodycze i…gadający miś – dla mnie! Do domu kolejno przychodziły wycieczki Dzieci zobaczyć zabawkę o której słyszeli jedynie z BURDY. Guma, skakanka, hula hop i kreda, tyle nam było potrzeba żeby zająć się na całe dni.
W domu nigdy nie brakowało książek. I mamę pamiętam jak stale czytała. Znajduję po latach poradnik “Nasze Dziecko” a w nim przestrogę:
” Błędem wychowawczym jest karanie dziecka w zniecierpliwieniu i złości,
dawanie mu klapsów przy każdej okazji, bicie go po rączkach, szarpanie, ciągniecie za uszy”
Zastanawiam się co było moim większym szczęściem: mądra mama czy też wrodzone posłuszeństwo.
Dzisiaj, z okazji święta wszystkich Mam….
Zapomnij o tym jak się różnicie, co Was dzieli, co poróżnia….
Pomyśl o Niej z perspektywy tych trudnych lat w których Cie wychowywała
i podziękuj za barwne, piękne dzieciństwo na tle szarych i ciężkich czasów…
*
zdjęcia: Joanna Barchetto
Coś fantastycznego! Te czasy miały klimat, choć byłam zbyt mała by zapamiętać wiele z tego okresu, to takie zdjęcia jak te sprawiają, że łza się w oku kręci na wspomnienie tych sprzętów, ubrań, mebli. I masz rację – ludzie byli wtedy inni. Nie było e-maili, facebooka, a jakoś każdy wiedział co u kogo słychać i więzi międzyludzkie były jakieś bliższe
na pewno żyło się spokojniej…;)
Bardzo miło się czytało Gosiu 🙂
Rewelacyjna sesja, Małgosiu!
Zaskakująca – nie spodziewałabym się takiej po Tobie! 🙂
Popłakałam się. Wzruszyłam. Zwał, jak zwał. Jesteś niesamowita. Cieszę się, że powstają takie wpisy. Dziękuję.
Szklanki do herbaty! Tak samo zachwycały mnie na filmie “Bogowie”, taka kwintesencja PRL 😀
i super zdjęcia! <3
Koniecznie musisz obejrzeć “Ile waży koń trojański” dokładnie ten sam klimat!
Rewelacyjna sesja! Gdzieś Ty znalazła takie mieszkanie? Moje wspomnienia z tamtych lat to oczywiście też maluch, w którym zawsze było mi okrutnie gorąco, syfon, andruty, zakupy na rynku 🙂 Mama też pracowała, ogarniała cały dom, mnie i tatę. W tamtych czasach matki były super- menkami 🙂
…Kochana nawet nie wiesz ile jest takich mieszkań….;) andruty! Jak mogłam zapomnieć?!;)
Jeju, ależ mega wpis i zdjęcia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! wielkie Wow, Małgosia!:*
😉
Jejku popłakałam się …u mnie było tak samo i ogromnie Ci dziękuje za ten wpis, że mogłam powspominać tamte cudowne jak dla mnie czasy, które już nigdy nie wrócą. Mimo wszystko fajnie było stać w ogromnych kolejkach za czymś i za niczym i czekać na święta bo były pomarańcze;)
Miłego świętowania życzę pozdrawiam:)
najlepsze jest to, że wszyscy mamy dokładnie takie same wspomnienia…;)
Łezka się zakręciła, bardzo wzruszający wpis, dziękuję Małgosiu…
PS. Sesja zdjęciowa w klimacie PRL – rewelacja! 😀
przyjemność po mojej stronie;)
Super wpis, świetne zdjecia :). To były czasy…… kreatywność ludzi sięgała zenitu, do szczęścia każdy potrzebował tak niewiele :). Pamiętam przebrania na bale karnawałowe uszyte z tetry, super słodycze – kolorowe groszki i rarytas – gumy Donald!!!! A herbata w szklance z koszyczkiem – to chyba kwintesencja epoki 🙂
Dzięki za tego posta :*
…to uderza mnie najbardziej “do szczęścia tak niewiele nam było potrzebne”;)
Gosiu gratulacje! Kolejny wpis, ktory powalil z nog! Jak zawsze mile zaskoczysz czytelnika! Swietne zdjecia, stworzylas taki klimat ze poczulam sie jak w PRLu….
…taki był zamiar;) Dziękuję Kasiu
Swietny post. Sama przenioslam sie w czasie do tamtych lat. U nas wygladalo tak samo jak u Ciebie. A te przejazdzki Fiatem bez fotelikow wcale nie wydaja sie az tak odleglymi wspomnieniami 🙂
dla nas nie…ale dla naszych Dzieci to jakaś abstrakcja;)
Uwielbiam takie rekonstrukcje. Masz dużo ciekawych gadżetów. Sama na takie poluję:-)
Bardzo dobry post, kwintesencja. Nigdy nie zapomnę tego telefonu, to jest niesamowity klimat! 🙂
rewelacyjna stylizacja, zadbałaś o każdy detal, zdjęcia są dobrej jakości i oddają klimat tamtych lat. Inspiruje mnie okres lat 60-tych w Polsce. Sama zaczynam tworzyć cykl o modzie teraz. Kobiety, które potrafiły zrobić coś z niczego były fantastyczne, pomimo kocich łbów na drogach one nieustannie chciały być kobiece i eleganckie przez co biegały całymi dniami w szpilkach, domyślałam się jaka to musiała być męczarnia dla nich. 🙂