Bloger o blogowaniu może mówić godzinami….A ja Wam dzisiaj opowiem jak z marzeń ulepić rzeczywistość i że nigdy nie można zapominać o tym “co nam w duszy gra”.

 

JAK RODZI SIĘ “BLOGER”…?

 

W wieku 6 lat, kiedy tylko nauczyłam się pisać, spłodziłam swoją pierwszą autorską książkę. Była to opowieść o mnie, która wybrała się na spacer i odkryła, że jej marzenie się spełniło: “ma siostrę – bratnią duszę” o którą męczyłam i błagałam Rodziców przy każdej nadarzającej się okazji…

Trwało to do czasu, kiedy pojęłam: co? z czym? i jak? (czyli stosunkowo pózno;)…i zrozumiałam, że nie wypada drążyć tematu….

Dumna, wyrecytowałam zdanie po zdaniu, strona po stronie,  historię o siostrze wyśnionej, którą Tata trzymał dla mnie w tajemnicy przez tyle lat…To właśnie wtedy, pragnąc uciąć spekulacje i ostudzić zdumienie Ciotek wsłuchanych w  “co to dziecko wygaduje?!”, Tata po raz pierwszy zadał mi pytanie:

” Gosiu kim Ty byś chciała zostać jak dorośniesz?”

10 lat pózniej po wygranej w konkursie recytatorskim i wyróżnieniu w pisarskim, a zastanawiającej się jednocześnie po piętnaście razy w spożywczaku czy 2 plus 2 to na pewno 4?. Padło po raz kolejny to samo pytanie, tym razem bardziej o charakterze retorycznym:

” Co z Ciebie wyrośnie?…Nie wiem…”

I kiedy nadszedł czas wyboru studiów, a ja pobiegłam na “Wydział Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej” uradowana, że w końcu nauczę się czegoś pożytecznego;) przyszedł czas na poważną rozmowę:

“Dziecko! Dziennikarzem możesz być zawsze! Co to za zawód?! Chcesz latać z mikrofonem i prosić o wywiad?! 

Spędziłam więc 5 lat na studiowaniu rozsądnego kierunku, jakim okazała się filologia angielska, międzyczasie próbując kilkunastu przeróżnych zajęć…

Każdego dnia zasypiając, marzyłam o pracy w “Twoim Stylu”….Do tej pory posiadam znaczną część wstępów redaktorskich pana Jacka Szmidta. Śmiem twierdzić, że nikt nigdy tak doskonale nie wprowadzał czytelnika w kolejne strony magazynu, nikt tak nie opisywał aury nadchodzącego miesiąca jak właśnie pan Szmidt.

Pierwszego bloga założyłam w liceum, kilka następnych w trakcie studiów…Jedne dotyczyły życia codziennego, drugie były bardziej poetyckie a trzecie zahaczały nawet o politykę;)

Moim niedoścignionym ideałem była Mi (pseudonim)  z bloga Blond Bond. Czytałam ją namiętnie przez 10 lat! Właśnie tyle trwała historia tej strony. Były to czasy w których nikt nie używał mediów społecznościowych a jedynym komunikatorem było gadu-gadu , nie dodawało się także zakładek “o mnie” ani “współpraca”.

Przypuszczam, że Mi (autorka bloga), za wyjątkiem wycieczki do Chin, jaką otrzymała w nagrodę za “Bloga Roku 2006”, nigdy nie uzyskała żadnych innych profitów z tytułu prowadzenia strony. Blog Blond Bond był jednym z tych adresów, od których zaczynałam swój dzień i denerwowałam się gdy przerwa w nowych wpisach trwała dłużej niż 2 dni. Myślę, że gdyby Mi zaczęła swoją przygodę z blogowaniem właśnie teraz, to zawróciłaby porządnie w środowisku lifestyle a może nawet parentingowym – bo od 2 lat, nie dała znać co u niej. Czy ktokolwiek słyszał co się dzieje z autorką? Droga Mi odezwij się!;) To ja Twoja nastoletnia fanka;).

Po raz pierwszy o realnej sile bloga przekonałam się po przeczytaniu TEGO WPISU u Tomka Tomczyka vel. KOMINKA. Drastyczny opis dotyczący nieznanego ciała obcego w stripsie z KFC, skutkuje moim wstrętem i gęsią skórką za każdym razem gdy mijam wymienioną “restaurację”. Zaczęłam śledzić stronę Tomka i szybko zrozumiałam, że to prawdziwy guru internetu. Ponoć prywatnie “spoko gość”. Takie też odniosłam wrażenie kiedy chcąc podzielić się swoimi dylematami  związanymi z konkursem Blog Roku,  poradził mi abym zrezygnowała z blogowania;)

Blog LadyoftheHouse pewnie nigdy nie przybrałby takiej formy, jaką posiada teraz. Co więcej nigdy nie nazywałby się tak jak się nazywa… a w efekcie ten format (choć kiełkował długo w mojej głowie) być może nigdy by nawet  nie powstał,  gdyby nie jedno zasadnicze zdanie z książki Tomka:

Ty sam wiesz, w czym jesteś dobry. Wiesz na jaki temat masz najwięcej do powiedzenia”…..(…) Nigdy nie wymyślaj tematyki swojego bloga. Ona jest w Tobie od zawsze” 

Banał? Nie dla blogera, który zaczyna tworzyć swoją przestrzeń! Budując stronę, każdy z nas dwoił się i troił “aby zaskoczyć”, “aby zachęcić”, “aby zostać prawdziwym odkryciem”. Tymczasem nie ma to najmniejszego sensu. Pisanie bloga to pasja, hobby, zawód któremu oddajemy serce. Robiąc to “na niby”, udając kogoś kim się nie jest – nie wróży to świetlanej przyszłości.

 

BYĆ BLOGEREM LIFESTYLOWYM….

Motto: “Rób to co kochasz”  stało się więc  punktem wyjścia do tworzenia witryny. Na stronę LadyoftheHouse składają się aspekty które wypełniają moje życie, które kocham i którym podporządkowuję swój dzień….jak: Dzieci, dekorowanie wnętrz, kuchnia i zdrowy styl życia.

Tak rodzi się blog lifestylowy. Ich autorów darzę największą sympatią, bo to Ludzie ciekawi, znający swoje miejsce i czerpiący z życia jak najwięcej. Są pozbawieni kompleksów (któż chciałby się dzielić stylem życia, którego sam nie akceptuje?)… a z takimi z zasady współpracuje się łatwiej…

PRZYSZŁOŚĆ…

Kiedy już wytłumaczę i opowiem “nieinternetowym” czym się zajmuję i na czym polega blogowanie? Często w odpowiedzi słyszę: “acha, acha…wszystko fajnie, pięknie…ale jak długo to potrwa?” Temat został w większej mierze wyczerpany tutaj:  WIRTUALNE MEDIA.

Polska blogosfera chociaż na fali, wydaje się być zjawiskiem dopiero kiełkującym w naszym kraju…. Brakuje blogów specjalistycznych, indywidualności… Sprawa zupełnie inaczej przedstawia się w USA, gdzie każda dziedzina posiada swoją czołówkę blogową. Przyszłość mediów to Internet a Internet to blogi.

BLOGER – SAM SOBIE STEREM I OKRĘTEM….

Jeżeli myślisz, że założysz bloga a on po pół roku zostanie wyłoniony do trójki finałowej swojej kategorii w konkursie Onetu “Blog Roku”  to tak, jest to możliwe co udowadnia historia LadyoftheHouse….ale jest to przypadek jeden na milion. Tak naprawdę, blogi mają szansę na zaistnienie po min. roku naprawdę ciężkiej pracy! Bo blogowanie chociaż jest zawodem wymarzonym – wymaga wielu wyrzeczeń, wysiłku, systematyczności. Odkąd w połowie pazdziernika 2013 roku umieściłam pierwszy wpis, moje życie zaczęło toczyć się zupełnie innym torem.  Jestem przykładem totalnego samouka. Robię zdjęcia aparatem który woła o pomstę do nieba a mimo to wywołuje zdziwienie u profesjonalnych fotografów, że “z czegoś takiego”,  potrafię wykrzesać zdjęcia, które czasami można zaliczyć do naprawdę dobrych!

Blogowanie to nie tylko (choć przede wszystkim) ciekawa treść i estetyka. To także social media, prowadzenie swoich kont, dbanie o czytelnika, bycie scenarzystą historii, które chcemy opowiedzieć, odpowiadanie na maile i komentarze, nadrabianie literatury, prasy, bycie online ze światem…i o krok do przodu.

Jeden z współpracowników napisał do mnie ostatnio:

“Słuchaj, czy ja dobrze widzę? Odpisałaś mi na maila o 4 nad ranem a o 8 rozmawialiśmy już przez telefon. Czy możesz powiedzieć na czym Ty jedziesz kobieto?!” 

Często słyszę również określenie “cyborg” czy “Janda” Ona ponoć również śpi po 3 godziny na dobę;)

Zrobienie przeciętnego wpisu, zajmuje mi ok. 7 godzin….  Na ten czas składają się zdjęcia, które muszą przekazać atmosferę na której mi zależy. Kolejnym etapem jest ich selekcja i obróbka. Pomysł na treść wpisu, kiełkuje już od wybrania tematyki więc generalnie samo pisanie przychodzi mi  łatwo…nigdy nie rozstaję się ze swoim smarfonem, w którym zapisuję nawet najbardziej banalne spostrzeżenia…aby nie umknęły do wieczora;)

Pracę nad artykułem zaczynam ok. 20, tak abyście z nową dawką energii mogli zacząć dzień;)

CIĘŻKA PRACA POPŁACA…

Przejdzmy do meritum. Pewnie ta kwestia zastanawia Cie najbardziej. Czy z blogowania można się utrzymać?Blog ma swoich odbiorców, przyciąga treścią i estetyką – pojawiają się reklamodawcy. Od początku istnienia bloga, dostałam ok. 1000 wiadomości z ofertami typu “przetestuj”, “przyjmij”, “zrób konkurs”. Mogłabym przyjąć je wszystkie i zapewne dzisiaj nie czytałbyś tego wpisu…bo szkoda byłoby Twojego czasu. Zachłyśnięta pierwszą propozycją wypróbowania herbatek “no-name” postanowiłam nie iść w tę stronę. Dzisiaj wiem, że była to bardzo słuszna decyzja. Propozycje bywają różne i na blogu można zarabiać wszelako. Firmy proszą o wpisy sponsorowane, banery reklamowe, o udział w eventach, przeróżnych uroczystościach i premierach. Tak właśnie zarabiają blogerzy.

Jeżeli natomiast chcesz z uśmiechem na ustach “przyjmować wszystko jak leci”…jest to droga do nikąd.  Blog blogera to On sam. Wraz ze swoimi wyborami, subiektywizmem i jedną twarzą.

Opłaca się czekać….

 

DSC_1799a

 

Z najcudowniejszego miejsca na świecie – swojego Domu, pisała dla Was LadyoftheHouse 😉

 

*** Podpowiedziane przez Męża: “Musisz koniecznie umieścić ten film pod wpisem, on mówi właśnie o Tobie…”

 

Także…umieszczam:

 

W POGONI ZA MARZENIAMI