Gdybyście kiedykolwiek mieli wyciągnąć tylko jedno i najważniejsze przesłanie z kategorii kulinarnej na moim blogu, to życzyłabym sobie aby było nim: “Jedzcie wspólnie posiłki, wspólnie gotujcie, odkrywajcie smaki, kosztujcie, bawcie się w swoich kuchniach, celebrujcie wspólne posiłki…” Dlaczego?
Zaskoczę Was! Kilka miesięcy temu stałam przed sporym dylematem…Całkiem poważnie rozmyślałam o rozpoczęciu na nowo swojej przygody studenckiej i to na niebywale rzadkim kierunku, jakim jest: “Gastronomia-sztuka kulinarna” I choć bynajmniej wcale nie marzę o własnej restauracji czy też pracy w gastronomii to niezwykle intryguje mnie sztuka gotowania, cała filozofia przyrządzania potraw w kuchniach różnych kultur i trudna umiejętność dekorowania posiłków. Wciąż ochoczo zgłębiam tę wiedzę, eksperymentuję w kuchni, uczę się nowych umiejętności. Potrafię poświęcić się w pełni wypiekom…żeby chwilę później przepaść w deserach! Im więcej czytam, oglądam i zgłębiam…tym bardziej czuję, że tak wiele przede mną. Studia wydawały się najlepszym rozwiązaniem i zaspokojeniem głodu wiedzy, który zdecydowanie odczuwam w tej dziedzinie. Z nieukrywalnym żalem i z wielu niezależnych ode mnie powodów musiałam je jednak odroczyć…choć w tej sprawie nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa! Jako alternatywę wybrałam za to kilka szkoleń i to od prawdziwych mistrzów smaku. Będę informowała o tym na bieżąco zarówno w social media jak i na blogu, bo chcę w gotowaniu być prawdziwym ekspertem również dla Was! A ponadto czuję, że najzwyczajniej w życiu gotowanie jest zdumiewająco ważnym elementem naszego życia: łagodzi obyczaje, scala, wpływa na zmysły, emocje i nastrój…
Coś o tym wiem! Nie dosyć, że mieszkam z trzema Mężczyznami, to na dodatek na co dzień pracuję również w 90% w męskim gronie. I mogłabym tutaj napisać całkiem sporą i dość humorystyczną rozprawkę na potwierdzenie tezy: “Polak głodny, to Polak zły”. Ale w jedzeniu chodzi o coś więcej niż tylko o zaspokajanie głodu. Jedzenie to ogromna radość, uczta dla zmysłów, która jednoczy a jednocześnie potrafi być doskonałym lekiem na smutek, złość czy gniew. I wcale nie mam tutaj na myśli dań wyrafinowanych, trudnych w przyrządzeniu czy złożonych ze składników, które są nie do zdobycia w najbliższym otoczeniu. W całym tym zamieszaniu z gotowaniem jest coś więcej… To wspólne przebywanie, spędzanie czasu w miłej atmosferze, przekazywanie uczuć na…talerzu. Poznajcie dwie główne myśli, które towarzyszą mi w trakcie gotowania a jestem przekonana, że od tej pory proces przyrządzania potraw stanie się dla Was jeszcze większą przyjemnością!
WSPOMNIENIA
Jestem przekonana, że mówiąc o gotowaniu, każdy z Was mógłby przywołać jakieś wyjątkowe wspomnienie potraw z dzieciństwa… Najlepsze przepisy pochodziły zawsze od babć: proste, złożone z podstawowych składników, których smak pamiętamy do dzisiaj. Sama mam takich co najmniej kilka: od pysznych bułeczek na parze, po kultowe pierogi ruskie i kołduny w rosole. I choć nikt wówczas nie przejmował się specjalnie dietą, nietolerancją pokarmową czy też kalorycznością poszczególnych dań, to liczyło się coś znaczenie ważniejszego – aspekty rodzinne gdzie wspólny rodzinny obiad stanowił centralny punkt każdego dnia, a zwieńczęniem tygodnia pracy stanowiła niedzielna uczta. Minęło kilka lat, oszalał świat a wraz z nim i my będąc w ciągłym pędzie zapominamy o tym co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. Czy zastanawiałeś/aś się kiedykolwiek co będzie należało do najprzyjemniejszych wspomnień Twoich Dzieci z dzieciństwa? Co lubią szczególnie? Co smakuje im najlepiej? Nie dajmy się zwariować tej codziennej gonitwie! Jeśli nie wywalczymy sobie miejsca na tak istotny element naszego życia jak wspólny, zdrowy i ciepły posiłek w ciągu dnia, to zatem o jakiej jakości życia możemy mówić w ogóle?
Jeśli jest to niemożliwe w trakcie całego tygodnia, wyznaczcie sobie choć jeden dzień, ja staram się szczególnie rozpieszczać moją Rodzinę w weekend! Sobota to mój ulubiony dzień tygodnia. I wcale nie dlatego, że jest zazwyczaj wolna od pracy. Wręcz przeciwnie, potrafię wstać wówczas jeszcze przed szóstą i pojechać na pobliski targ. To tutaj dowiaduję się, która odmiana jabłek jest najlepsza na szarlotkę, a która do świeżych soków a także poznaję najsmaczniejsze przepisy z warzyw sezonowych, zawsze od tych samych sprawdzonych sprzedawców. Potem wracam do mojego królestwa i zaczynam cotygodniową przygodę z gotowaniem smacznym i prawdziwym, bo pozbawionym ulepszaczy.
PRZYJEMNOŚĆ
Zasada jest jedna: Jak długo do gotowania będziesz podchodzić jedynie z poczucia obowiązku, tak długo gotowanie będzie stanowić dla ciebie wyłącznie przykrą powinność! Staraj się bawić gotowaniem, eksperymentować z potrawami! To chyba nigdy nie było tak proste jak teraz. Półki księgarniane wręcz uginają się pod ciężarem pozycji kulinarnych, wciąż powstają nowe programy telewizyjne, mamy wielu ekspertów w tej dziedzinie, niejeden z nich prowadzi cykliczne warsztaty tematyczne. Ponadto w internecie funkcjonuje cała lista blogów kulinarnych, każdy z pewnością znajdzie swojego faworyta. Ciekawe przepisy znajdziecie chociażby na LadyoftheHouse! Mówiąc krótko: gotowanie stało się sposobem życia i całą towarzyszącą jemu filozofią. Szkoda byłoby pozostać ignorantem w świecie tak dużych możliwości. A ponadto nigdy nie wiadomo gdzie nas to nabywanie umiejętności zaprowadzi. 10 lat temu nie miałam pojęcia zarówno ile czasu gotuje się szparagi ani też nawet czym jest nigiri. Nie sądziłam, że kiedykolwiek swoje przepisy będę pokazywać Czytelnikom bloga, który po części należy również do kulinarnych. Tymczasem dzisiaj gotowanie jest dla mnie ogromną przyjemnością. A przede wszystkim dziedziną o nieskończenie wielu możliwościach, którą zdecydowanie warto zgłębiać.
Do opowiedzenia Wam o uczuciach towarzyszących gotowaniu zainspirowała mnie marka Gerlach. Poprzez zaproszenie do akcji #ZróbSobieŚwięto uświadomiłam sobie, że świętem może stać się każdy dzień! Bo przygotowując i spożywając wspólnie dania tak naprawdę celebrujemy codzienność i wspólne chwile, tworzymy wspomnienia, sprawiamy przyjemność!
W gotowaniu istotne są również profesjonalne akcesoria. Lubię ułatwiać sobie codzienność, dlatego ochoczo testuję wszystkie nowości. Tym razem po raz pierwszy gotowałam w szybkowarze ze stali nierdzewnej marki Gerlach! Jest to genialne urządzenie, przede wszystkim ze względu na oszczędność czasu. Szybkowar to także oszczędność wody i energii a także zachowanie naturalnych walorów smakowych i estetycznych. Na mnie sprawił największe wrażenie jednak za szczelność! Otóż w trakcie gotowania nie wydostają się na zewnątrz żadne zapachy! Co w przypadku otwartej kuchni okazuje się prawdziwym wybawieniem. Szybkowar jest ponadto wyposażony w dodatkową książkę z przepisami, którą z przyjemnością testuję od kilku dni. Ugotowałam już m.in pyszny udziec z indyka, bulion staropolski i ryż do sushi!
Gdybyście natomiast aktualnie znajdowali się przed dylematem zakupów zestawu garnków, to z całym przekonaniem polecam zestawu garnków z serii Prestige ze stali nierdzewnej. Ich główny atut to możliwość mycia w zmywarce, używania w piekarniku, wewnętrzna miarka oraz pokrywki z odpowietrznikami!
KONKURS!
Mam dla Was też świetną niespodziankę, którą przygotowałam wspólnie z marką Gerlach! Czeka na Was prezentowany na blogu, funkcjonalny i bardzo przydatny w codziennej kuchni SZYBKOWAR marki GERLACH. Wystarczy odpowiedzieć na pytanie:
JAK SPRAWIACIE SOBIE ŚWIĘTO NA CO DZIEŃ?
Opiszcie swoje sposoby na umilenie codzienności: Ulubiony deser? Gotowanie ze znajomymi? A może wieczór tylko we dwoje?
Czekam na Wasze inspirujące pomysły do 12-11-2017 do północy!
#ZróbsobieŚwięto
WYNIKI: Jak zwykle nie potrafię sama podjąć decyzji, bo większość z Waszych odpowiedzi zasługuje na uznanie, dlatego pozostawiam wybór innym…W konkursie szybkowar wędruje do autora komentarza:”Jako dziecko pomagałam mamie w kuchni. Ale gotować nauczył mnie tata. Początki były opłakane mimo to i tak byłam dumna że ugotowałam danie sama. Później poszłam do technikum gastronomicznego i tam mogłam zgłebiać dalszą przygodę z potrawami. Aż w końcu zostałam żoną i mamą. Najpierw było wspólne gotowanie z moim M, a teraz do kuchni wołam( nawet nie muszę zachecać) moją 3 maluchów. I nie szkodzi że najmłodsza dopiero co skończyla 2 latka. Robimy tazem pierogi leniwe, ciasta. A największą radość sprawia mi widok moich uśmiechniętych dzieci. I to jak są dumni (tak jak ja w dziecinstwie) ze swojego małego „Giewontu”. Na koniec jest nasza uczta. Nie zawsze wychodzi nam idealnie ale zawsze mamy super zabawę. I wiem że dzięki tym wspólnym chwilom jesteśmy bardziej zżyci. Chociaż nie wiem czy można być zżytym jeszcze bardziej. Naszymi specjałami jest sałatka kurczakowo-brokułowa, kruche ciasto z borowka z naszej plantacji no i królowa wypieków ciasto z herbatnikami i bitą śmietaną”
Moje gotowanie to była WALKA Z WIATRAKAMI ……choć dalej jest .
………..Jak sprawiam sobie Święto na co dzień ……….Gotując , piekąc, przyrządzając potrawy te łatwe i te wydawało by się trudniejsze , które moja † Mama † robiła najlepsze 🙂 zawsze ją WSPOMINAM i proszę o pomoc , aby wyszły mi takie w smaku,zapachu,kolorze a i konsystencji jakie pamiętam z czasów kiedy Mama była obecna z nami .W myślach na co dzień proszę o “pomoc” nie tylko od Święta , bo posiłki są czymś wyjątkowym,bezcennym . A gdy kończę moje zmagania z pichceniem i widzę efekt końcowy w moich myślach jest PODZIĘKOWANIE , że nie zmarnowałam produktów .
Szanujmy i celebrujmy to wielkie wydarzenie jakim jest RODZINNY wspólny posiłek , ze znajomymi, itp. , bo gdy przyjdzie czas ,kiedy będziemy musieli być sami to już może nam NIC NIE SMAKOWAĆ ;(
Kiedy byłam młodsza, czekałam w życiu codziennym na nieustające fajerwerki. Jako młoda żona, miałam nabitą głowę wizjami romantycznych gestów, rodem z filmów i przeczytanych książek. Tymczasem romantyczne wyobrażenia zderzyły się z codziennością, z którą musiałam sobie jakoś radzić. Lepiej lub gorzej, ale patrząc z dystansu kilkudziesięciu wspólnie przeżytych lat, niestety raczej gorzej. Moja frustracja rosła z dnia na dzień. Kochałam mojego Męża, ale miałam idealistyczne wyobrażenie naszej wspólnej przyszłości, miała być poezja, a tymczasem dopadła nas proza życia. Aż doszłam w końcu do takiego punktu, kiedy pewnego dnia dopadła mnie myśl, że szczęścia nie znajdę uganiając się za nim, bądź też biernie czekając na nie. Muszę je znaleźć ….w sobie. Zrozumiałam, że mam 2 wyjścia. Mogę całe życie przeżyć, czekając na szczęście, które nie wiedzieć czemu nie nadchodzi, popadać we frustrację, uprzykrzając życie moim Bliskim, ale mogę też poszukać tego szczęścia w sobie i wokół siebie.
Poszłam po rozum do głowy i w każdym dniu starałam się dostrzec coś dobrego. Często to były drobiazgi, błahostki pozornie bez większego znaczenia… Dla mnie jednak były b.ważne. Kawa wypita na werandzie naszego domu, w pierwszych promieniach wstającego słońca, kwiaty, który zakwitły w naszym ogrodzie, dobre słowo od bliskiej memu sercu osoby, które nieoczekiwanie rozświetliło mój dzień, coś mi się udało wykonać do domu, jakąś dekorację, która sprawiła, że stało się jakoś przytulniej, uśmiech i “przytulenie” od Męża, a po jakimś czasie od naszych Dzieci….I tak mogłabym wyliczać bez końca. W ten sposób stał się mój mały, prywatny cud. Nasza codzienność przestała być szara, a stała się jakaś taka fajna. Nie znaczy to wcale, ,że problemy dnia codziennego zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki… To moje podejście do każdego kolejnego dnia uległo zmianie. Dziś, z perspektywy lat doceniam każdą, wspólnie przeżytą chwilę. To daje mi siłę, by dać radę, gdy przychodzą te trudne chwile. Sprawiam więc sobie od czasu do czasu takie małe “święto”. W zależności do stanu ducha może to być jakiś dobry film, który wspólnie oglądniemy, spacer ramię w ramię, przeczytana ciekawa książka, ulubione perfumy, które wprawiają mnie w dobry nastrój. Wydaje mi się, że ważne jest , by umieć docenić to, co się ma. Umieć się tym tak najzwyczajniej w świecie ucieszyć. Wtedy i nam jest lepiej, a i naszym Bliskim z nami, zadowolonymi z życia.
Bogda
ja tez jakio diecko, pomagagalem mamie, w kuchni, ale gtowac nauczyla mnie mama, zasaptecz,a. początki były opkane masakakraczne,. mimo to byłem, z sibie dumny, ze ugtowalem, sam, obiad, poznije ukonczylem licium gastraomiczne, i tam moglem się zagalebiac, wiedze o gtowanaiu, ja bardzo lube jeszc kosztowac piergoi z kaustka i hrzybami oraz, jesc lubie cista, domnowe, czy piec ciasteczka, z mama, na yszmi specjałami jest saltatak z kuraczakim czy ocowacom polecam, najwiksza radość sprwa jak jestesm umsichanity wesly dobrze natsiowny do luidz otrwarte ,a prozycje kulinrane doibra energia mam, dobra aura, owczyssnie nie zawszemi wychodzi, czasm się przy pali jakas potrawa , sam wypiekam, ciasto,. z brzoskinami, oraz, bezy, oraz, lube zup, jesc, zupe pomidorowa, pysze, zdrowe, na patalni smrze, nalesnki, pysze zdrowe, zycze, wszytkim, same dobre rzeczy, dobrej, energii,
Stanowimy rodzinny tandem 2+1 . Czyli ja mama , znakomita w gotowaniu zup i mięs w sosie , On tata – wspaniały kuchmistrz od zadań mącznych , czyli pierożki , kopytka i pyzy na słodko z ręki męskiej . I nasz najmłodszy mistrz kuchenny – synek lat osiem, uczeń który stawia pierwsze kroki w gastronomi , ale … posiada idealny smak to potraw słodkich .
Okazja do świętowania jest codziennie .
Wspólnie spotykamy się w przytulnej kuchni i opowiadając sobie wspomnienia z mijającego dnia , obmyślamy plan na wieczorną ucztę naszej trójki .Jest to niesamowita energia i radość móc w codzienności zasmakować wspólnie wymyślnych dań . Od najłatwiejszych do najtrudniejszych , nagrodą jest danie w wybornym i wspólnym towarzystwie .
To nasze codzienne , smaczne rytuały które bardzo nas do siebie zbliżają . To one sprawiają że z tęsknotą wracamy do domu aby jak najszybciej się spotkać , porozmawiać i ugotować którąś z kolorowych dań z książki kucharskiej .To nasza mała oaza , to nasz mały pełny smaków świat .
Kiedyś spotkałam przyjaciółkę z podstawówki. Krótka, kurtuazyjna wymiana uprzejmości po latach i wreszcie pada to magiczne pytanie
– „Edziu i ty tak codziennie gotujesz obiad dla 6 osób ? „ :))))
– No tak, codziennie:) Skoro mam 4 dzieci , wspaniałego męża i ja to daje 6 obiadów dziennie 🙂
– Boże, to u mnie dwa razy do roku taka ilość ludzi na święta a ja i tak nie ogarniam….odpowiedziała koleżanka .
Tak, codziennie gotuję obiad dla 6 osobowej rodziny, każdego dnia zastanawiając się jak umilić dzieciakom powrót do domu . Przyszedł kiedyś taki moment, ze miałam dość .
Tak, ja wzorowa mama, nie miałam juz siły. Największy problem sprawiało mi wymyślanie dań , tak aby nie było monotonii.
Któregoś dnia, weszły starsze dzieciaki do domu ( wówczas nastolatki dzis dwudziesto juz latki 🙂 i …….i nic , powiedziałam,że nie ma objazdu bo nie wiedziałam co wymuslic . Ku mojemu zdziwieniu bardzo sie ucieszyły i stanęły do gotowania 🙂
Dzis, kiedy mam juz 4 dzieci, każde z nich gotuje. Zauważyłam, ze bardzo je to relaksuje pi ciężkim dniu. Uwielbiam to ich gotowanie, te cudowne zapach , te nowości które wdrażają na codzień do rodzinnego gotowania. Uwielbiam nawet ten bałagan , który zostaje po ich pichceniu. Dzis wiem, ze każde z nich wsadza w gotowanie całe serce.
Tak, dzieki rodzinnemu gotowaniu mamy święta na codzień .
Jestem bardzo szczęśliwa
Moim codziennym świętem jest przygotowywanie posiłków. Tak, tak, naprawdę to uwielbiam! Podczas gotowania zmieniam się z drobnej, niepozornej istotki w potężnego, niezwyciężonego demiurga, który jednym ruchem ręki kreuje nowe światy, tworzy nowe smaki, kolory i zapachy, jest natchniony, trochę szalony i wszechwładny. Za aromatem jego potraw podąża zauroczona rodzina, do magicznej kuchni przyciąga rzesze przyjaciół i znajomych, w smaku zakochują się bez pamięci dorośli i dzieci. A po skończonym akcie kreacji wielki demiurg otrzepuje rączki z mąki, odpina fartuszek i uśmiecha się słodko…
A, i powiem Wam w sekrecie, że z gotowaniem jest jak z seksem: może być słodko lub pikantnie, może być tradycyjnie lub niestandardowo, można gotować w pojedynkę lub w gronie przyjaciół, można mieć ulubione dania lub chętnie próbować nowe smaki, można gotować samemu lub dzielić się gotowaniem z partnerem… Jedno jest wspólne: gotowanie to ogromna przyjemność i duża satysfakcja!
Moim codziennym świętem jest przygotowanie mojej rodzinie pysznego śniadanka, które znika z talerzy w mgnieniu oka. Lubię gotować, w kuchni eksperymentować, zaskakiwać siebie i rodzinę. Lubię jak mi wychodzi coś czemu wiary w sukces nie dawałam, uwielbiam jak udaje mi się coś co do tej pory mnie pokonywało- np. idealny biszkopt, wysoki, żółciutki, puszysty i pachnący. Lubię i świętuję gdy wychodzi mi nowa potrawa po raz pierwszy gotowana, lubię, gdy cała rodzina z niecierpliwością małego dziecka czeka i krąży po kuchni zwabiona zapachem. To lubię. Ale prawdziwym świętem dla mnie jako żony, matki, gospodyni i tej co głową rodziny rusza jest gdy moje oczy widzą, że smakuje, że każdy się tym jedzeniem delektuje, że wszyscy biorą dokładkę. Bo gotować można codziennie, godzinę lub dwie, ale liczy się efekt i smak. Znikające w mgnieniu oka śniadanie, obiad czy kolacja to mój triumf, moje złoto i moje święto. Dlatego staram się aby czuć się takim kulinarnym mistrzem dla mojej rodziny codziennie. I to jest największa nagroda za wysiłek i czas poświęcony gotowaniu. To moje świąteczne chwile, wyjątkowe i budujące, bo świętować lepiej codziennie małe rzeczy, niż raz w roku coś wielkiego.
Moje święto na co dzień…. hmmmm…. Z doświadczenia wiem, że jak masz świętować to świętuj i nie odkładaj tego na potem, bo potem nigdy może nie nadejść, zwłaszcza gdy żona ciągle w trasie a Ty masz do ogarnięcia dzieciaki, dom i jeszcze własną pracę- niby w domu, niby przed komputerem ale także pracę. Dlaczego moje codzienne święto muszę obchodzić tak koło godziny 6 rano, gdy dom pogrążony jest w błogim śnie, gdy jeszcze nikt nie woła: tato gdzie mój but, widziałeś szczotkę do włosów, tato spodenki na wf mi nie wyschły i tak dalej tato…, tato…! Moje świętowanie to mój rytuał, wstaję po 5 aby przygotować się fizycznie i w sumie głównie mentalnie na kolejną batalię jaką za godzinę przyjdzie mi stoczyć. Robię sobie moją ulubioną kawę z mlekiem, pozwalam sobie wziąść kilka świeżych ciasteczek- w ciągu dnia dojadam po dzieciakach, ale rano szaleje jem nowe nie nadgryzione :P. Siadam sobie w wygodnym fotelu i patrzę na świat, jak rozkręca się i w coraz to większym tempie budzi się do życia. Rozmyślam, planuję, układam w głowie plan działania i strategię jak przeżyć kolejny dzień. Jestem tylko Ja, cisza i spokój. To moje święto, niby takie nie pozorne ale jak ważne, bo pozwala przeżyć kolejny dzień w ładzie i składzie, w harmonii i spokoju. Mój poranek to w zasadzie jedyna moja chwila na pozbieranie myśli, relaks i chwilę dla siebie. Zrozumie każdy kto zajmuje się domem, dziećmi i jeszcze próbuje to pogodzić z pracą zawodową. Nie raz nie dwa doba musiała mieć 26 godzin, żeby ze wszystkim się wyrobić, więc ta moja godzina to jedyna jaką mam, ale z tego również się cieszę i doceniam.
Hmm patrząc z perspektywy lat (chociaż mam dopiero 27 lat) i utartych stereotypów to myślę, że w raz z mężem mamy codziennie święto. To, co kiedyś było nie do pomyślenia i przyprawiło by rodziców/dziadków o zawrót głowy, dziś stało się codziennością. Przede wszystkim panuje u nas złota zasada ,,zero przymusu”, którą naprawdę uwielbiam i jednocześnie rzadko się do niej stosuję:) Pamiętam, jak u dziadków zawsze był obiad z dwóch dań, a w niedzielę obowiązkowo rosół i ciasto. Na szczęście, ja mogę robić w niedzielę naleśniki i nikt nie zrobi wielkich oczu. Ba! przeciwnie- moja druga połowa kocha naleśniki.
Uwielbiam nasze wieczorne wylegiwanie się w łóżku, w pościeli z miseczkami wypełnionym czekoladowym budyniem. Święto na co dzień? Owszem. Oczywiście w trakcie tego błogiego lenistwa zawsze towarzyszy nam nasza czworonożna przyjaciółka Funia- dawniej nie mogłam brać psa do łóżka, nie mówiąc już o jedzeniu w nim. A wieczorem? Długa, ciepła kąpiel. Pamiętam czasy, gdy kąpiel brało się tylko w soboty, na co dzień szybki prysznic. Obiecałam sobie wtedy, że jak będę dorosła to będę się kąpać kiedy tylko najdzie mnie ochota.
Zdarza się, że jest godzina 20 a mąż mówi: zjadłbym Twój pyszny rosołek. Wtedy wstaję i idę go zrobić, pora nie ma znaczenia. Teoretycznie banalne rzeczy, większość ludzi tak żyje ale jeśli wspomnimy dawniejsze lata to dostrzeżemy, że na co dzień naprawdę mamy ogromne święto. Ja o tym wiem, pamiętam i bardzo doceniam. I… oczywiście kocham:-)
Od dłuższego czasu odnoszę smutne wrażenie, że w pogoni za wieloma sprawami wpadamy w pułapkę odkładania szczęśliwego życia na później. Owo „szczęśliwe życie” wyobrażamy sobie od momentu znalezienia nowej pracy, kupna nowego samochodu, remontu mieszkania, wyjazdu na wymarzone wakacje, czy wreszcie – znalezienie drugiej połówki/poprawy relacji z naszym partnerem. Ta obsesja możliwości, które niesie ze sobą przyszłość, zamyka nas na teraźniejszość, która z jednej strony przecież najbardziej wpływa na nasz aktualny nastrój, ale z drugiej -również jest punktem wyjścia do przyszłości.
Niczym niekończące się liczydło, odliczamy czas od jednego istotnego dla nas wydarzenia do kolejnego, całkowicie zapominając o codzienności. Nie cieszy nas celebracja ulotnych momentów, z których tak naprawdę w większości składa się nasze życie. Gdy głębiej się nad tym zastanawiam, to trudno jest mi samej ocenić jak wiele straciłam takich przyjemności w życiu. Ciągle uczę się jednak być “tu i teraz” – z uśmiechem bliskiej mi osoby, zapachem ulubionej potrawy, promieniem słońca na mojej skórze, aż wreszcie sama ze sobą. To właśnie te niewinne momenty finalnie konstytuują nasz aktualny nastrój i sprawiają, że zwykły dzień może być tym dniem, w którym pójdziemy spać spełnieni i z uśmiechem na twarzy.
Uwielbiam niedziele. One są najlepszym przykładem mojego „święta na co dzień”. Zapach aromatycznej kawy o poranku i śniadanie w łóżku. Wylegiwanie się przy telewizorze do południa, aby następnie wraz z rodziną wybrać się do restauracji na obiad. Niektórzy mogą zdziwić się, że cieszę się z niedzielnego obiadu poza domem. Oczywiście, że się cieszę! Uwielbiam odkrywać nowe smaki, próbować różnych kombinacji od wielu szefów kuchni, wraz z rodziną udać się na spacer po mieście i cieszyć się z tego, że spędzamy wspólnie czas poza domem. Skrzętnie zbieram w sobie te wszystkie przyjemności po to, aby następnie samemu zaskoczyć ich w kuchni czymś, co zainspirowało mnie w danej restauracji.
Co tu dużo mówić, są też te przyjemności, które z pewnością można zaliczyć do kategorii „wątpliwie zdrowych”, jak chociażby wino, które uwielbiam, czy tabliczka czekolady w chłodny, jesienny wieczór. Staram się jednak, aby małe przyjemności towarzyszyły mi każdego dnia, stając się swoistą celebracją codziennych chwil.
Robię też zdjęcia. Lubię uchwycić w kadrze momenty wzruszające, ładne, budzące pozytywne wspomnienia. Potem wkładam je do ozdobnych ramek i mogę od czasu do czasu zatrzymać się przy nich, by móc poczuć tamte wyjątkowe emocje.
Staram się zwracać też uwagę na to jak moje zachowanie może wpływać na innych. Kiedyś znajomi zdradzili mi, że gdy się nie uśmiecham, mam bardzo surowy wyraz twarzy. Staram się więc dbać o szczery uśmiech oraz uczynność, które są w stanie uczynić również czyjś dzień lepszym. Nawet nieznajomym mi osobom.
Nauczyłam się również mniejszej dbałości o paniczną kontrolę upływającego czasu. Niegdyś miałam ogromne wyrzuty sumienia, że przeleżałam w łóżku z psem godzinę, oglądając serial. Teraz traktuję to jako wyjątkowo przyjemny element jesiennego wieczoru. Czy ktoś może nazwać to lenistwem? Być może. Dla mnie jest to chwila regeneracji organizmu i chłonięcia przyjemnego ciepła od mojego ukochanego czworonoga.
Czas na najważniejszy i zarazem najtrudniejszy sposób na moją celebrację codzienności – jestem. Tak po prostu. Czasami sama ze sobą, czasami w towarzystwie psa, czasami ze wszystkimi moimi bliskimi. To jest mój czas, by nacieszyć się tym, co mam. By być dumną z tego, co osiągnęłam. By samej sobie przybić piątkę i powiedzieć sobie „trzymaj tak dalej, jest super!”
Spora część ważnych dla nas rzeczy dzieje się bowiem wyłącznie w naszej głowie. To w tych momentach musimy stawić czoła własnej obecności i to od nas zależy, jak odbierzemy takie „spotkanie”. Możemy tym sposobem celebrować swoje życie tu i teraz.
Ja mam święto jak nie muszę gotować!!! Nie lubię, nie umiem…a trzeba Chłopaków nakarmić 😉 No cóż….nie można być idealnym 😉 Zazdroszczę wszystkim gotującym i piekącym i pozdrawiam serdecznie!
Staram się, żeby każdy dzień był małym świętem. Nie potrzebuję szczególnych okazji, ani powodów. Życie jest za krótkie, żeby ograniczać się wyłącznie do celebrowania urodzin, imienin, czy rocznic. Powinniśmy cieszyć się nim na co dzień 🙂 Jeśli mam ochotę, w środku tygodnia przygotowuję wystawne śniadanie z samodzielnie wypieczonym pieczywem, którego nie powstydziłby się dobry hotel. Nie widzę przeszkód, żeby bez okazji upiec kilkupiętrowy tort albo pięknie udekorować ciasto, chociaż nie zapraszam żadnych gości. Zdarza mi się zaskakiwać Narzeczonego trzydaniowym obiadem, kiedy wraca z pracy albo przygotować kolację przy świecach, ot tak. Wszystko to sprawia mi ogromną przyjemność i potrafi zmienić niezbyt udany dzień w małe święto.
Niestety, nie zawsze jest tak, że mogę pozwolić sobie na spędzenie kilku godzin w kuchni, nie zawsze też mam na to ochotę. Zdarzają się dni, kiedy na kolację serwuję po prostu kanapki. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby celebrować i tak posiłek. Kanapki podane w ładny sposób o wiele lepiej smakują. Mam sporą kolekcję porcelany i bynajmniej nie traktuję jej jak eksponatów, które można oglądać wyłącznie przez szybę kredensu. Nie trzymam nic na specjalną okazję, nie czekam z używaniem nowych rzeczy, odpakowuję je tuż po powrocie ze sklepu. Jeśli mam piękne filiżanki, czy serwetki, używam ich na co dzień, kiedy przyjdzie mi na to ochota, zamiast czekać na święta czy wizytę gości. Dopiero wtedy mogę się nimi cieszyć, a nie tylko podziwiać.
Każdy dzień może być naszym małym świętem, jeśli tylko o to zadbamy, zamiast zapominać o sobie w codziennym biegu 🙂
Na co dzień jako typowa kobietka umilam sobie dzień słodyczami i relaxem 🙂 Zakupiłam ostatnio gofrownice i z Twojego przepisu :
https://www.ladyofthehouse.pl/przepis-na-chrupiace-gofry/ ,robię je prawie codziennie ! Są pyszne !
Nie mieszkam w mieście lecz na wsi dlatego nie mam gdzie wyjść i sie zrelaksować ale wychodzę na spacery czy bawię z psami kotami 🙂 Mieszkam w miejscowości gdzie niegdyś istniała fabryka Gerlacha jednak w domu mam tylko komplet sztućców. Bardzo pragnęłabym wygrać ten szybkowar, może dzięki niemu sięgnęłabym po bardziej wyrafinowane przepisy niemal rodem z restauracji których u nas tak bardzo brakuje ,jednocześnie umilając sobie dzień 😉 pozdrawiam mocno !
Jako dziecko pomagałam mamie w kuchni. Ale gotować nauczył mnie tata. Początki były opłakane mimo to i tak byłam dumna że ugotowałam danie sama. Później poszłam do technikum gastronomicznego i tam mogłam zgłebiać dalszą przygodę z potrawami. Aż w końcu zostałam żoną i mamą. Najpierw było wspólne gotowanie z moim M, a teraz do kuchni wołam( nawet nie muszę zachecać) moją 3 maluchów. I nie szkodzi że najmłodsza dopiero co skończyla 2 latka. Robimy tazem pierogi leniwe, ciasta. A największą radość sprawia mi widok moich uśmiechniętych dzieci. I to jak są dumni (tak jak ja w dziecinstwie) ze swojego małego „Giewontu”. Na koniec jest nasza uczta. Nie zawsze wychodzi nam idealnie ale zawsze mamy super zabawę. I wiem że dzięki tym wspólnym chwilom jesteśmy bardziej zżyci. Chociaż nie wiem czy można być zżytym jeszcze bardziej. Naszymi specjałami jest sałatka kurczakowo-brokułowa, kruche ciasto z borowka z naszej plantacji no i królowa wypieków ciasto z herbatnikami i bitą śmietaną?
Święto na co dzień? Staram się takie organizować przynajmniej raz w tygodniu! Zapraszam moich przyjaciół i wszyscy razem bawimy się w MasterChefa! Mam to szczęście, że trafili mi się sami uwielbiający gotować znajomi! 😀 Tego dnia każdy przygotowuje inne danie (np. obiad, przystawka, deser…), a w międzyczasie gramy w gry planszowe czy komputerowe, oglądamy filmy i wspominamy wspólne przeżycia. Muszę przyznać, że dzień spędzony w taki sposób potrafi fantastycznie naładować rozładowane akumulatory w organizmie. 😀
Moje święto na codzień to spędzenie całego milutkiego dnia z moim narzeczonym i psinką , przy obfitym stole pełnych łakoci , smakołyków , przy muffinkach ktore robi moj narzeczony , przy dobrym filmie ktory trzyma w napieciu oraz pysznej cieplej kawie . Święto dla mnie to czas rodzinny gdy kazdy ma czas dla siebie , nie spieszac sie, nie muszac nic robic , jedynie poswiecic czas rodzinie . Nie gotujcie za dużo , nie pieczcie , spedzcie ten czas z rodzinca , to jest wazniejsze ;p
pozdrawiam Wszystkich 🙂
Świętem w mojej codzienności przy ciągłym zabieganiu są dla mnie chwile spędzone wspólnie z rodziną przy stole kiedy to każdy z nas przy obiedzie opowiada co spotkało go danego dnia oraz wieczory kiedy to kładąc się do łóżka mam czas na chwilę rozmowy z moim mężem i podzielenie się z nim wszystkimi ciężkimi i radosnymi chwilami 😀 Uwielbiam też gotować a szczególnie eksperymentować w kuchni i uszczęśliwiać czymś pysznym szczególnie mojego świeżo upieczonego męża 😀
Umilam sobie czas – chwilami spędzonymi w kuchni !! kocham piec jak i gotować… podstawą jest mieć dobrego placuszka do kawki 🙂
Kiedy wyszłam za mąż i zostałam mamą, zawzięłam się, że wszystko będę robić naj. Ubrania zawsze były wyprane i wyprasowane na czas, dom wysprzątany na błysk, a w garnku zawsze czekał ciepły obiad. I tylko dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że w tym wszystkim kładę się spać tak zmęczona, że nie mam w sobie siły na nic. Ani na ulubioną książkę, ani na kieliszek wina, ani na zabawę z synem.
To było siedem lat temu, a teraz odpuściłam. Myślę, że wpadłam w tę pułapkę, w którą wpada wiele kobiet. Tak bardzo chcemy być idealne, że gubimy siebie po drodze.
No i właśnie to hasło : “święto na co dzień”. Kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia, a teraz staram sobie takie święto urządzać coraz częściej. I absolutnie nie mam wyrzutów sumienia, jeśli spędzę dzień, pochłaniając fascynującą książkę. Nie przeklinam się w myślach, kiedy widzę, że ubrania obok pralki zaczynają nie mieścić się w koszu. Nie załamuję rąk, kiedy nie mam ochoty ugotować obiadu.
To właśnie święto na co dzień, to właśnie świadomość, że świat się nie zawali, kiedy o szesnastej zorientuję się, że od rana nie przebrałam się z mojej ulubionej piżamy z jelonkiem Bambi:)
Czas biegnie coraz szybciej,
a pracy coraz więcej,
trudno na co dzień znaleźć chwile
i nazwać je świętem…
Ale gdy moment taki się zdarzy,
bo wypełnione wszystkie zadania,
to najpierw wspólnie pieczemy ciasto,
później- zjadamy przy stole, gwarząc…
Najlepsze święto to czas przy stole,
gdy pyszny sernik, mocna herbata,
telefon milczy, w tv- pogoda,
i gości wreszcie nikt nie zapraszał.
Święto w rodzinie w środku tygodnia,
kiedy projekty wszystkie zrobione,
pranie się suszy, a sernik kusi…
i nie zadzwoni dzwonek.
Ciepły kominek, lampeczka wina,
zdjęcia z wakacji pooglądamy,
zrobimy plany na długi weekend
i na spokojnie się nagadamy.
Święta na co dzień mam wtedy kiedy mój dom pachnie ciastem, a wszędzie palą się świeczki. Tak niewiele wystarczy żeby stworzyć wspaniałą atmosferę świąt. Każdy kto wchodzi do mojego domu od razu się relaksuje i czuje jak u mamy.
Codziennie ćwiczę jogę, która uspokaja, rozciąga moje ciało i dodaje pozytywnej energii. Jeśli chodzi o jedzenie to ostatnio moją największą przyjemnością jest carpaccio z pieczonych buraków z dodatkiem rukoli, sera koziego, mmmmm… To danie dopieszcza moje kubki smakowe do tego jest mega zdrowe!.
Jak umilam sobie dzień ? Wyciągam z szafy mój zeszyt z przepisami i robię jakieś ciasto, zapraszam znajomych wyciągam monopoly i wspólnie gramy nawet cały wieczór 😉
Co dzień rano gdy się budzę
Wiem że dziś już się nie nudzę
Obok leży ukochany
I etap umilania każdemu znany
Patrzę mu głęboko w oczy
On się wtedy ze mną droczy
Już me serce uradowane
A me usta całowane
II etap osobisty
Dla mnie całkiem oczywisty
To siłownia,fitness, spa
Ona siłę i radość da
Moje ciało kocha sport
To jest dla mnie jak dla wielu tort
Szczęście wnet mnie rozpiera
Bo mam w tym przyjaciela
Jest nim chłopak mój kochany
Wcześniej mówiłam, więc jest już wam znany.
Święto mam dnia każdego
Gdy widzę na siłowni mojego długobrodego
Gdy mogę z nim razem się gimnastykować
I tak wspólnie ćwicząc się relaksować.
III etap dnia świętego
To nic prostszego kolego
Danie swoje zjeść ulubione
Tajniki umilania moje już macie zgłębione.
Siła w prostych rzeczach tkwi,
To są do szczęścia otwarte drzwi.
Ludzie prowadzą coraz bardziej zabiegany tryb życia…. u nas jest podobnie, cały dzień przeważnie pracujemy z mężem, dopiero wieczorem spotykamy się, 2-3 godziny spędzamy razem i idziemy spać. Czas wspólnie spędzony jest krótki ale jednak bardzo ważny dla nas, można powiedzieć, że takie nasze wspólne święto, chcemy spędzić go razem w przyjemny sposób…. a, że po pracy jesteśmy głodni często ten czas spędzamy właśnie w kuchni szykując kolację, obiad na następny dzień albo jakiś odżywczy koktajl 🙂 czynności, których normalnie człowiek nie lubi, np. obieranie ziemniaków, z uśmiechem ukochanej osoby stają się miło spędzonym czasem a nieraz nawet zabawnym jak mąż udaje Pana Ziemniaka. Z przygotowań pełnych miłości powstają pełne smaku potrawy (bo co dwie głowy to nie jedna). A następnego dnia jak zjada się kurczaka pełnego tak miłych wspomnień to od razu lepiej smakuje 🙂
A dla nas takimi małymi świętami są dni kiedy w domu pachnie domowym ciastem. Wtedy wszyscy wiedzą, że niebawem usiądziemy razem na kanapie i będziemy wcinać gorącą szarlotkę. Razem…
Jak robię sobie święta na co dzień? Przede wszystkim być zawsze blisko z przyjaciółmi i rodziną – bo w świętach najważniejsze! A jeśli chodzi o kuchenne aspekty, to magię świąt przypomina mi jeden deser i jedno danie. Deser to ciasto marchewkowe z duża ilością cynamonu i musem z białej czekolady przypominającej śnieżny puch. Ciasto jest obłędne! Jeśli chodzi o danie przypominające mi święta to galareta z suma mojej mamy z duża ilością marchewki i kopru. Nie zwolenniczką galaret, ale ta jest wyborna!
Dzień świąteczny we dwoje spędzamy tylko w kuchni. On robi śniadanie a ja mini deserek z galaretek. On robi obiad a ja jego ulubiony sernik cynamonowy. On robi kolację a ja na deser jego ulubione lody czekoladowe. Bo po każdym dobrym posiłku należy się deser dla osłody. Ja wole robić słodkości więc zajmuję się tylko deserami, a on jest doświadczonym kucharzem który robi pyszne dania więc zajmuje się posiłkami. Nie ma lepiej spędzonego dnia niż dzień we dwoje przy swojej pasji.
Dla mnie już od dawna święta to przejaw pozostałości po naszych przodkach, które wiele ludzi spędza, ale nie wiedza tak naprawdę co dla nich one znaczą. Dlaczego by nie stwarzać nowych świąt ze swojej perspektywy? Ja wraz z moją dziewczyną uwielbiamy raz na czas spędzić dzień w łóżku i mam na myśli tutaj film, popcorn w łóżku(gdy jesteśmy zmęczeni obowiązkami), wspólny długi spacer w nowe miejsce, chcemy uniknąć rutyny bo to ona powoduje, że życie się wypala. Oczywiście nie da się uniknąć jej w pełni, ale to właśnie wspólna rozmowa nad tym co my lubimy, co chcielibyśmy powoduje, że wspólnie pracujemy nad sobą. Jest także bardzo ważna rzecz dla mnie-gotowanie, nie lubię tego, że w każdym tygodniu jest to samo danie, że kończy się eksperymentowanie bowiem życie jest krótkie i nie warto skupiać się tylko na jednym 🙂 Dlatego dziewczyna pomaga mi w krojeniu, obieraniu a ja w kuchni wprowadzam nowości 🙂 Ostatnio wyszły nam wspaniałe muffinki o smaku przypominającym kopiec kreta, polecam! Pizza także może często zmienić swój “wymiar” dodając serowe rogi lub nawet parówkę, kabanosa! 😀 Pozdrawiam
Święto…? Świtem dla mnie i mojej żony jest wspólna kąpiel przygotowanie szybkiej sałatki kolacja a potem cudowny masaż i myślenie o naszym przyszłym domku który zamierzamy postawić w przyszłym roku w którym będziemy mogli w końcu nauczyć sie gotować. Tzn ja bo żona potrafi^^ pozdrawiam
Codziennie czas umila mi współny posiłek z moimi bliskimi. Uwielbiamy razem jeść kolacje i opowiadać o minionym dniu. Zazywaj jest śmiesznie i ciekawie. Nasza rodzina podchodzi do życia z wielkim dystansem i mam wrażenie, że żart rzadzi w codziennej rozmowie. Pisząc ten komentarz zauważyłam jak czasem nie wiele potrzeba do szczęścia. Jestem zdania, że szczęście to nasz wybór, więc ja to kupuje.
Piękne zdjęcia! A odpowiadając na pytanie: wspólne posiłki to coś co było bardzo ważne w moim domu, pamiętam z dzieciństwa te atmosferę przy wspólnym stole, jaką radość sprawiało mi kiedy mogłam pomóc w gotowaniu, czułam się wtedy taka dumna :). Dlatego najprzyjemniejsze w ciągu dnia jest dla mnie właśnie ta celebracja wspólnego posiłku. Taki moment, kiedy w tym całym zabieganiu, w braku czasu jest czas na wspólny posiłek. To dla mnie taki obowiązkowy punkt dnia, coś pewnego i niezmiennego. A, że lubię gotować, tym te nasze wspólne posiłki są przyjemniejsze. A dla mnie chyba najbardziej, sprawia mi dużą przyjemność gotowanie, doprawianie, szukanie nowych smaków, próbowanie nowych dań. Słuchanie komplementów też jest niczego sobie 🙂
Święta na co dzień hmmmm…. 🙂 Obowiązkowo musi być jakiś obiadek jedzony wspólnie z córkami nastolatkami 🙂 Wspólne gotowanie w szczególności kiedy dziewczyny w głowach mają pomysły rodem z fantazji to sama przyjemność i święto na każdym kroku 🙂 bo wychodzą potrawy których w Święta by się człek nie powstydził. 🙂
Na co dzień staram się żyć ekologicznie, zgodnie z rytmem natury i poszanowaniem dla środowiska!
Z tymi właśnie poglądami nie godzą się długie gorące kąpiele, gdzie cała wanna wypełnia się wodą…. i potrafi tak przelecieć nawet 100 litrów wody. Szok! Przeraża mnie to nawet, gdy o tym piszę. Ale nic nie poradzę, że takie kąpiele uwielbiam i są dla mnie prawdziwym relaksem. Gdy połączę to z lampką ukochanego czerwonego wina i pucharkiem lodów czekoladowych … to dla mnie prawdziwe ŚWIĘTO. I przyznaję sprawiam sobie takie przyjemności, to właśnie w taki sposób świętuję swoje małe sukcesy. A gdyby tak w tym czasie w szybkowarze gotował się obiad na kolejny dzień … to byłoby święto nad świętami! #ZróbSobieŚwięto
Moje królestwo to mój dom… ludzie mówią że nie jestem gościnna… Tak to prawda.. ja nie chodzę w gości i raczej gości nie przyjmuje…chyba że zapowiedzianych… ja mam się czuć dobrze luźno w swoim domu…
Mój do był by smutny i cichy żeby nie moje dzieci i zwierzaki… czas u nas w domu płynie w kuchni i ja jako Pani domu uwielbiam karmić swoich najbliższych.. czuje się spełniona jak mają buziolek zapchane pysznosciami… aby każda kobieta miał a tyle satysfakcji z tego że choć by dała marchewkę z groszkiem zjedzą że smakiem
Odpoczywam w kuchni… tam mogę wyczarować zwykłe – niezwykłe, ubrane w zapachy potrawy, których pełen sekretów smak pochodzi z mojego serca i duszy…ot szczęście dnia codziennego w tym zabieganym pełnym chaosu świecie…
20lat, ulubiony wieczor kupic popcorn i caly wieczor ogladac filmy z druga polowka 🙂 pozdrawiam tych co tez to uwielbiaja 🙂
Jestem pracoholiczką, więc nie zawsze mam czas dla siebie i moich bliskich. Nie jestem idealną gospodynią. Korzystam czasem z dobrodziejstw dań gotowych i dań na wynos. Często przygotowuję obiad “na biegu” i faktycznie szybkowar jest dla mnie wybawieniem. Mam taki, dosyć już wysłużony, z firmy “Fagor” i dzięki niemu moi bliscy mają szansę na obiad o przyzwoitej porze. A święto na co dzień? Jest wtedy, kiedy mój piętnastoletni syn, widząc mnie miotającą się po kuchni, spóźnioną i zdenerwowaną, mówi: mamo usiądź, ja to dokończę, zjemy razem i zdążysz do swoich obowiązków. I faktycznie po paru minutach sytuacja jest ogarnięta, obiad dokończony, a mnie wraca ochota do życia.
Pamiętacie czasy, kiedy o wszystko trzeba było wsklepach walczyć? Kto wtedy myślał o carpaccio, creme brulle, czy jak to się tam pisze, mozarelli. Wszechobecne produkty seropodobne, mlekozastępcze, czekoladopodobne…W tych czasach robiło się własna czekoladę, chałwę..i udawaliśmy, że delektujemy się rarytasami. Dla mnie była to jednak sztuka kulinarna, najpierw pod opieką Mamy, potem studia w innym mieście (lata osiemdziesiąte) i sztuka przetrwania. W akademiku gotowaliśmy różne dziwne rzeczy ze składników wtedy dostępnych, a to rosół na ogonach, tak,tak, a to kapustę z kurzymi rapkami, a to murzynek mieszany w misce do prania, musiało go być dużo,żeby całe piętro skorzystało, taki zapach się unosił z kuchni. No i gdzieś wtedy zaczęło się to wyczuwanie i łączenie smaków, wyczarowywanie tzw coś z niczego… Teraz….moc przepisów, inspiracje w internecie, które nie mieszczą się czasami w głowie. Natłok pomysłów, żeby zdążyć to gdzieś zapisać, zanim umkną. Staram się nie korzystać z gotowców, torebek, gotowych dań. W mojej kuchni królują proste składniki, z których staram się wyczarowywać coś dobrego, czym mogę zaskoczyć mile bliskich. Chociaż córki “wyszły” już z domu na swoje, ja ciągle z siatami zakupów, jakbym miałą gotować dla plutonu wojska. Nie. Po prostu lubię kosztować nowe potrawy, a na degustację często zapraszam znajomych. Proste rzeczy są hitami, policzki wołowe, carpaccio z buraka, tort kanapkowy, grzanki z łososiem w sosie czosnkowo-cytrynowym a z deserów obłędny Malakoff bez pieczenia . Czasami w piątek przed weekendem gotuję kus-kus, arabski przepis mojej siostry mieszkającej w Algierii, przystosowany do polskich realiów. Niebo w gębie i jedzenie przez 3 dni. Jednym zdaniem Uwielbiam gotować i jeszcze bardziej uwielbiam, jak widzę radość i uznanie na twarzach moich bliskich. To mi wystarczy. Pozdrawiam wszystkich czerpiących radość z gotowania.
A czy akurat musi być święto? Każdy dzień spędzony z partnerem może być świętem, szczególnie kiedy postanawiamy razem coś upichcić pysznego. Krewetki w sosie krewetkowym jako przystawka, do tego kaczka gotowana z pomarańczami. Pycha! Takie wieczory razem z partnerem w kuchni to jest coś o czum chyba każda z nas marzy. Kaczka mi sie kojarzy z domem rodzinnym i ona je dla mnie bardzo wyjątkowa, szczególnie kiedy robie ja razem partnerem.
Święto na co dzień to chwila wytchnienia, bez pracy, telefonu, internetu… najlepiej gdzieś w na górskich szlakach trzymając się za ręce. Te wspólne chwile gdzie nie liczy się nic tylko my, gdzie uświadamiasz sobie szczęście, że jest ktoś obok, kto poda rękę, pomoże a potem będzie cieszył się z Tobą na szczycie który jest nagrodą za pokonanie trudów wędrówki.
Dla mnie święta to czas spędzony z rodziną razem gotujemy,pieczemy tort który jest z 12 warstw każdy ma wyznaczone zadanie praca wrze a potem wspólne jedzenie i ten magiczny czas z rodziną nic tego nie zastąpi.
Uwielbiam spędzać czas z bliskimi. Każdym codziennym świętem jest zwyczajne bycie w rodzinnym gronie. W dodatku mój syn jest zapalonym amatorem gastronomii i to wlasnie dzieki niemu mamy wspaniale kolacje, w czasie których rozmawiamy o tematach bardzo różnych ale zawsze ciekawych. Każda chwila z bliskimi to najpiekniejsze święto! Warto się nimi cieszyć…
Jestem studentką i do rodzinnego domu wracam tylko co 2 tydognie. Jest to dla mnie pewnego rodzaju święto, bo mam bardzo bliskie stosunki z rodziną. Wiele przeszliśmy złego, co nas bardzo umocniło. Najbardziej lubie gotować z mamą, a z takim sprzętem mogłybyśmy szybciej i lepiej zrobić nasze ulubione posiłki. Jestem na diecie bezglutenowej i mama zawsze mi zrobi najlepszą na świecie szarlotkę. Często też robimy razem pierogi, a zaczęło się od tego że jako dziecko pomagałam jej robic pierogi na święta.
Jestem studentką i do rodzinnego domu wracam tylko co 2 tygodnie. Jest to dla mnie pewnego rodzaju święto, bo mam bardzo bliskie stosunki z rodziną. Wiele przeszliśmy złego, co nas bardzo umocniło. Najbardziej lubie gotować z mamą, a z takim sprzętem mogłybyśmy szybciej i lepiej zrobić nasze ulubione posiłki. Jestem na diecie bezglutenowej i mama zawsze mi zrobi najlepszą na świecie szarlotkę. Często też robimy razem pierogi, a zaczęło się od tego że jako dziecko pomagałam jej robic pierogi na święta.
Jak umilić codzienność w moim domu? Mój mąż to talent kulinarny, chociaż jak to mówią – zdolny ale leniwy. Aby upichcił coś będąc samemu w kuchni, to dla niego istna gehenna, przykry obowiązek. Zatem wystarczy odczarować tą sytuację, zaparzyć pyszną kawkę lub nalać kieliszek dobrego wina (w zależności od okoliczności i pory dnia), zaprosić męża do kuchni i towarzyszyć mu rozmową i ewentualnym asystowaniem. Chociaż moja pomoc zazwyczaj ogranicza się do wrzucenia niepotrzebnych już naczyń do zmywarki 😉
I tak oto obowiązek zmienia się cudowny czas spędzony razem, z wisienką na torcie w postaci kulinarnego szaleństwa na talerzu.
Moja przygoda z gotowaniem zaczęła się 8 lat temu od kiedy wyszłam za mąż. Wcześniej jako panienka zbyt wiele nie gotowalam bo nie miałam dla kogo. Po ślubie uczyłam się gotować. Mile było dla mnie zaskoczenie gdy córka wróciła z przedszkola mówiąc,, mamo w przedszkolu był pyszny obiad, ale ty i tak robisz pyszniejszy”. Zaczęłam wkładać całe serce w przygotowywanie posiłków dla rodziny. Gdy dostawałam pochwały, że smacznie gotuje to zaczęłam codziennie przeglądać blogi kulinarne, kupiłam klka książek kucharskich i często serwuje dla moich najbliższych coś nowego. Jak wpadnę na jakiś pomysł aby coś upichcic to mąż się śmieje, że 4 palniki na gazie to dla mnie za mało.
Moim codziennym świętem jest wspólna kolacja z kobietą z którą kilka miesięcy temu wziąłem ślub. Niestety pracujemy w takich godzinach, że obiadu nie jesteśmy w stanie zjeść razem. Ale kiedy już przyjdę z pracy to pierwsze gdzie kieruję swoje kroki to kuchnia. Uwielbiam w niej przebywać, czuć tą mieszankę przypraw i ziół które zasadzilem w doniczce na parapecie, zapach ten zawsze motywuje mnie do szukania nowych przepisów i inspiracji. Włączam wtedy radio z ulubioną muzyką w tle i zabieram się do pracy. Przepis na danie zazwyczaj wybieram w ten sam sposób – poprzedniego dnia znajduję w internecie losowy przepis, nazajutrz kupuję niezbędne składniki no i do dzieła! Zdarza mi się improwizowac, przecież dopiero się uczę, ale nic nie równa się z tą chwilą gdy zastygam nad przygotowana potrawa z łyżką czy widelcem w ręku i już za chwilę chcę spróbować tego co mi wyszło, ten moment obawy, że będzie to tak niedobre, że zepsuje nastrój wieczoru. Ale na razie wszystko jest świetnie – ona przychodzi zmęczona po pracy, ja jestem już elegancko ubrany i zapraszam ją do stołu, gdzie po pięknym obrusie pelza światło dwóch świec. Wiem, że lubi taki klimat, jak tylko usiądzie całuję jej dłoń i podaję danie. Z lodówki wyjmuje zazwyczaj butelkę jej ulubionego wina, polewam i wiem, że już za chwilę będzie odprezona i zapomni o całym stresujacym dniu. To jest moje święto. Te chwile, gdy w jej oczach zobaczę rozlewajaca się blogosc i wiem, że jest szczęśliwa bo właśnie tego potrzebowała. Reszty wieczoru opisywał nie będę, ale życie nauczyło mnie jednego – chcesz być szczęśliwy w związku – najpierw spraw by ona była. A dostaniesz wzajemnośc z nawiązką ? Pozdrawiam i polecam ☺
Moim codziennym świętem jest wspólna kolacja z kobietą z którą kilka miesięcy temu wziąłem ślub. Niestety pracujemy w takich godzinach, że obiadu nie jesteśmy w stanie zjeść razem. Ale kiedy już przyjdę z pracy to pierwsze gdzie kieruję swoje kroki to kuchnia. Uwielbiam w niej przebywać, czuć tą mieszankę przypraw i ziół które zasadzilem w doniczce na parapecie, zapach ten zawsze motywuje mnie do szukania nowych przepisów i inspiracji. Włączam wtedy radio z ulubioną muzyką w tle i zabieram się do pracy. Przepis na danie zazwyczaj wybieram w ten sam sposób – poprzedniego dnia znajduję w internecie losowy przepis, nazajutrz kupuję niezbędne składniki no i do dzieła! Zdarza mi się improwizowac, przecież dopiero się uczę, ale nic nie równa się z tą chwilą gdy zastygam nad przygotowana potrawa z łyżką czy widelcem w ręku i już za chwilę chcę spróbować tego co mi wyszło, ten moment obawy, że będzie to tak niedobre, że zepsuje nastrój wieczoru. Ale na razie wszystko jest świetnie – ona przychodzi zmęczona po pracy, ja jestem już elegancko ubrany i zapraszam ją do stołu, gdzie po pięknym obrusie pelza światło dwóch świec. Wiem, że lubi taki klimat, jak tylko usiądzie całuję jej dłoń i podaję danie. Z lodówki wyjmuje zazwyczaj butelkę jej ulubionego wina, polewam i wiem, że już za chwilę będzie odprezona i zapomni o całym stresujacym dniu. To jest moje święto. Te chwile, gdy w jej oczach zobaczę rozlewajaca się blogosc i wiem, że jest szczęśliwa bo właśnie tego potrzebowała. Reszty wieczoru opisywał nie będę, ale życie nauczyło mnie jednego – chcesz być szczęśliwy w związku – najpierw spraw by ona była. A dostaniesz wzajemnośc z nawiązką ? Pozdrawiam i polecam ☺
święto na codzień dla mnie to prosta czynność. Liczy się dla mnie wychodzenie na dwór z psem, chwila na to żeby iść na spacer z nim i po prostu odetchnąć od wszystkiego, od zgiełku, zawirowań. Chwila na to żeby na szybko doładować baterię 😉
Ja i moj chłopak staramy sie świetować każdy dzień,ktòrym obdarzył nas Bóg starajac się czerpać z życia to co najpiękniejsze łączą nas podróże a co z tym zwiazane wspólne przygotowywanie posiłków aby mieć siły na poznawanie świata jego piękna.Wspòlnie robimy coś dla osłony pieczemy rogaliki,kokosanki i zabieramy w trase.A po powrocie robimy szybki budyń z jagodami i tak na kanapie podziwiamy uroki przyrody jakie mieliśmy okazje zobaczyc .Dziekujemy Bogu za sily i za ludzi ktorych moglismy poznac na swojej drodze podczas podróży dzięki ktòrym świat jest piekniejszy.
Bardzo lubię święta Bożego Narodzenia i związany z nim gwar w rodzinnym gronie. Przed świetami, gdy na sklepowych Polkach znajduje się wiele akcesoriów świątecznych czuć atmosferę zbliżających się świat. Ze świetami najbardziej kojarzy mi się herbata zimowa i barszcz czerwony. W wolne wieczory z moim mężem razem bawimy się w akcje „kucharz”. Uwierzcie mi barszcz czerwony nie smakuje aż tak dobrze jak u mamy, ale czas spędzony na dobrej zabawie jest bezcenny.
Na wieczór romantyczny we dwoje tiramisu czyli z języka włoskiego oznacza to poderwij mnie lub inaczej Tyraj + Misiu = Tiramisu przygotuję.
Z moją dziewczyną lubimy kombinować razem w kuchni. Często są to dania na szybko jak tortilla, hot-dogi lub pizza z własnego ciasta drożdżowego lub jakiś kurczak z warzywami, ryżem czy kuskusem. Gdy już napełnimy Nasze brzuszki, włączamy jakiś dobry film, tuląc się przy lampce wina. Wieczór idealny.
Dla mnie i mojej rodziny każdy nowy dzień jest świętem, gdyż każdego nowego dnia dostajemy szansę na bycie razem. Dlatego w naszym domu panuje zasada, iż nie ma czegoś takiego jak “na specjalną okazję”, gdyż każdy dzień jest specjalną okazją, aby móc się cieszyć wszystkim co mamy. Dlatego uwielbiamy robić sobie królewskie śniadania czy obiady. Uwielbiamy też zajadać się na dzień dobry goframi z bitą śmietaną z owocami czy lodami. Jak również nie ma nic piękniejszego niż rodzina krzątająca się w kuchni i wspólnie przygotowująca obiad. W końcu jak się to mówi : “Przez żołądek do serca”.
“Zrób sobie codzienny raj” to moje motto życiowe, które sama sobie wymyśliłam. Na czym polega? Na tym, by w każdej chwili życia dostrzegać jego piękno oraz by traktować siebie z miłością. To znaczy na przykład, że rano, zanim wyjdę do pracy, zjadam spokojnie śniadanie i delektuję ulubioną kawą, a w drodze do pracy znajduję czas na dostrzeżenie pięknych kolorów jesieni, budzącego się słońca albo mrocznej mgły, która przecież też ma swój klimat! Staram się celebrować codzienność, bo każda chwila to skarb. Jestem mądrzejsza po przejściu ciężkiej choroby – wcześniej czekałam na lepszą chwilę, by sięgnąć po piękne filiżanki, najlepszy obrus, czy nawet dać sobie chwilę odpoczynku. Wiem, że czas na świętowanie jest każdego dnia, bo każdy dzień nie wróci, a nasz czas jest policzony. Umilam sobie codzienność świeczkami, wielkimi kubkami z gorącą czekoladą, herbatą cynamonową, grzańcami, dobrą książką, grubym kocem, świetnym filmem, zachwycającą muzyką, miękką sierścią mojego kota, spacerem do pobliskiego parku. Sposobów jest wiele, a ja chciałabym mieć jeszcze więcej czasu na święto i celebrowanie życia każdego dnia! Dbam o dobre relacje z osobami, które kocham i poświęcam im jak najwięcej czasu każdego dnia. Są one bowiem źródłem wielkiego szczęścia i jednocześnie największą motywacją do działania. Cieszę się, że w dość młodym wieku zrozumiałam, że życie to święto, a jego celebrowanie musi być tu i teraz.
Wszystko zależy od dnia:-) …jezeli mamy wolny dzien to raz na jakis czas robimy wraz z mezem krokiety ….caly dzien spedzamy w kuchni smazac nalesniki przy muzyce i winku:-) krecimy smieszne filmiki z naszego gotowania:-)…. A czasem idziemy na latwizne ….w dniach gdy nam sie nic chce bo np. Jestesmy zmeczeni po pracy wskakujemy do łóżka przykrywamy sie kocykiem i zamawiamy jedzenie do domu z ulubionej knajpki …bo czasem fajnie jak ktos inny nam przygotuje cos pysznego 🙂
W związku z tym, że jestem osobą bardzo zabieganą, zaangażowaną w wiele rzeczy bardzo ciężko jest mi robić tak, by każdy dzień był ważny i nadzwyczajny. Niewątpliwie piątkowe i sobotnie wieczory są czasem, gdy razem z mężem mówimy STOP i staramy się spędzić ze sobą spokojnie czas. Bardzo często spotykamy się wtedy ze znajomymi w naszych domach. Uwielbiamy domówki:) Samodzielnie zrobione przekąski, ciasta i ciasteczka oraz gry planszowe umilają nam wieczory, zwłaszcza te jesienno-zimowe. Ostatnio zaczęłam gotować, więc moje ciastka z bakaliami i miodem przeszły do historii, a ja jestem pełna dumy, że miałam cierpliwość je piec przez 3 godziny blacha za blachą:) Zatem gotowanie stało się moją drugą pasją i dlatego zainteresowałam się konkursem:) Może i do mnie los się uśmiechnie i będę mogła w swojej malej kuchni poeksperymentować z Grelachem:D
Z całą rodzinką pieczemy babeczki. Każdy z nas lubi inne, więc w trakcie wspólnej pracy każdy może wybrać foremki – w kształcie muszelek, gwiazdek czy kwiatuszków. Także nadzienie dobieramy według gustów – ja lubię z kawałkami czekolady i orzechami, mąż z bananem i migdałami a córeczka z serkiem homogenizowanym i bakaliami. W trakcie przygotowań mamy mega frajdę. Sztuka kulinarna w gronie bliskich osób sprawia, że wspólny czas i dania stają się arcydziełami.
Jak sprawiam sobie święto na co dzień? Nie musiałam długo zastanawiać się nad tą odpowiedzią. 🙂 po ciężkim dniu pracy, obowiązkach domowych, zakupach, gotowaniu obiadów i zajmowaniu się domem, marzę tylko o jednym…O relaksującej kąpieli z ogromną ilością piany i pachnących olejków. Taka kąpiel, z przyjemną muzyką w tle, zapaloną pachnącą świeczką to godzina tylko i wyłącznie dla mnie. Na twarz nakładam ulubioną maseczkę, na włosy olej kokosowy i tak spędzam najlepszy czas tylko sama ze sobą. Kąpiele urozmaicam sobie różnymi dodatkami, często są to olejki choćby lawendowy czy różany, niekiedy dodaję napary z rumianku, szałwii czy bratka. Przynajmniej raz w miesiącu biorę także kąpiel z dodatkiem chlorku magnezu, co działa niezwykle zbawiennie na moje ciało i moją duszę. Nic nie relaksuje mnie tak bardzo jak odprężająca kąpiel po ciężkim dniu. Jedynym minusem jest to, że szybko można się od tego uzależnić… 🙂
Pieczenie muffinek z siostrzeńcem, gotowanie dla mamy i jej uśmiech na twarzy kiedy kosztuje moich potraw! Wiem, wtedy jaka jest dumna z mnie 🙂
Moim świętem jest spędzenie dnia samotnie. Dzień tylko i wyłącznie dla mnie. Przed południem upieczenie ukochanych muffinek. Następnie kocyk, kakao, muffinka i książka. Najcudowniejsze dni jakie mogłyby być.
Najlepszym “czasoumilaczem” w moim domu jest kubek “złotego mleka”, który zawsze piję owinięta w ciepły koc i czytając ulubioną książkę. Jest to napój, który dodaje energii, odporności i poprawia humor. Nie znam lepszego sposobu na jesienne wieczory.
Jedzenie jest jedna z ważniejszych przyjemności w życiu. Ja umilam sobie czas dobrym śniadaniem , codziennie jestem pozytywnie nastawiona do świata , marze o kursach gotowania , moje zakupy zywieniowe sa przemyślane , dobieram wino do potraw , robie deser czytam książki oglądam film , prowadze bogate życie towarzystkie lubie ludzi staram się przyciagac do zycia to co najlepsze łącznie z jedzeniem:)
Jak maż gotuje to jest prawdziwe święto i nie mówię tego złośliwie. Mieszkamy na Mazowszu skąd pochodzę, mój mąż pochodzi ze Śląska. Mój mąż robi przepyszne rolady śląskie. Co prawda rzadko ale jak już są to uwierzcie mi to jest prawdziwe święto. Widząc jak to wszystko przygotowuje, jak się stara, jak się przejmuje czy wyjdzie i jak oczekuje na werdykt jestem z niego naprawdę dumna. Fajnie wygląda w moim fartuchu:) a gdy wchodzę do kuchni pytając się czy w czymś pomóc on od razu mówi : wszystko idzie zgodnie z planem – nawet jak jest małe opóźnienie:). Po jakimś czasie słyszę: “zapraszam na obiad” – jak w jakiejś restauracji. Wszystko podane ze starannością łącznie z zastawą stołową i drobną dekoracją zazwyczaj kwiatową. Z początku czuje się jak nie u siebie w domu:) – jak gość wyjątkowy, ktoś kto przyjechał z daleka, albo na wyjątkową okazję. Dla męża są to też wyjątkowe chwile bo przypomina mu się dom rodzinny z właśnie roladami śląskimi. Każdy na swój sposób przeżywa swoje wyjątkowe chwile. Wspólnie delektujemy się i rozmawiamy przy wspólnym stole. Może nie jedna osoba zastanawiała by się co jest tak wyjątkowego w tak powszechnym daniu śląskim. To nie tylko danie ale cała aura która panuje wokół niego powoduje że święto to nie jest słowo na wyrost. To tak jakby rodak wyjechał za granicę i zatęsknił za swojskim chlebem.
Dla mnie na umilenie codzienności niezbędny jest rosół. Tak rosół. Długo gotowany, aromatyczny, pełen warzyw i mięs. Niby takie zwyczajne danie, ale zapach rosołu w całym mieszkaniu powoduje że właśnie to miejsce jest domem. Czasem z rosołu powstaje pomidorowa, czasem zostaje zjedzony z kluseczkami ale najbardziej wyjątkowe dni, takie które zbliżają nas do siebie spędzamy na wspólnym fondue. Przelewamy bulion do naczynia i rozmawiając gotujemy w nim kawałki mięsa. Świetna zabawa na długie zimowe wieczory. Każdy ma swój kolorowy widelczyk, talerzyk i miejsce na podłodze. A tak na podłodze bo często zapraszamy znajomych, rozstawiamy meble, rozkładamy poduszki na podłodze. Puszczamy przyjemną muzykę i cieszymy się wspólnym posiłkiem. Są to wyjątkowe chwile, które zapamiętujemy na długo. Dlatego właśnie ten rosół jest odpowiedzią na umilenie każdego dnia 😉
Zaraz po przyjściu do domu zabieram się za medytację. To jest moje 20 min, podczas którego odpoczywam jak na tygodniowym urlopie. W mojej medytacji pracuje tylko umysł i oddech. To czas kiedy udaję się na małe ploteczki z własnym ” ja”. Po takiej sesji zaczynam dzień z nową energią, zarezerwowana tylko dla moich najbliższych. Ponieważ moje zmysły miały okazję odpocząć, zaczynają funkcjonować zupełnie od nowa. Nie tylko słyszę swoją rodzinę, ale i słucham. Widzę wyraźne, zdrowe kolory naszego ogródka warzywnego. Smakuję kawę i jestem w stanie rozpoznać rodzaj ziaren, które zostały zmielone. Gotuję wspólnie z rodziną, czując każde najmniejsze niuanse w smaku (lub te dużo bardziej wyraźne psikusy kuchenne dzieciaków). Dzięki opanowaniu podstawowych technik medytacji oddaje się w pełni prostocie rodzinnych przyjemności i doceniam każdy dzień jakby był jednym wielkim świętem.
Dla mnie na umilenie codzienności zawsze jest wspólna kolacja z moim narzeczonym .
Przygotowujemy wtedy potrawy na jakie często nie ma czasu . Do połączenia kompozycji umilenia czasu dodajemy oczywiście lampkę wina.
Dodatkowo uwielbiam zapalać wtedy wosk zapachowy ,którego zapach unosi się w całym domu.Dla mnie to czas który jest magiczny.
Dla mnie święto jest wtedy gdy mąż wraca po tygodniu pracy i możemy razem w sobotę usiąść do wspólnego śniadania. Podczas tych śniadań celebruję każdy kęs tak jakby miał być ostatni. I powiem jedno… nie ważne co wtedy jemy, bo najlepszą przyprawą i tak się okazuje wspólnie spędzona chwila przy posiłku.
Bardzo długo pracujemy z moim narzeczonym. Jemy tylko posiłki na mieście.Czasem niezbyt smaczne,ale tylko aby zaspokoić głód.Dlatego wspólnie z moim narzeczonym ustaliliśmy,że wieczory są tylko nasze i gotujemy razem pyszne kolacje.Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni,bardzo nam to odpowiada.Ten czas jest tylko dla na,nikt go nam nie zabiera.
Razem z kumplami po uczelni wpadamy do naszej stancji! Wiadomo jak to studenci zmęczeni całym dniem przygód i nauki lubimy szybko i dobrze zjeść. Co kilka par rąk w kuchni to nie jedna. Szybkie dania z naszej ręki może nie są serwowane w najwyższej jakości, ale nikt nigdy nie narzeka i smakowicie zajada. Oczywiście przy jedzeniu najważniejsza jest rozmowa, bo to przy niej człowiek zapomina o smaku i po prostu je!
Razem z moim mężem spedzamy sporo czasu w kuchni wspólnie gotując, wiec jest to nasz “chleb powszedni”:) kiedy chcemy zrobić dla siebie cos wyjątkowego po prostu zamykamy kuchnię na cztery spusty, bez wzgledu na to, czy w zlewozmywaku leży sterta brudnych naczyń;-) idziemy do pobliskiego małego sklepiku i kupujemy ulubione lody sorbetowe – zasiadając wygodnie na kanapie (lub na balkonie gdy jeszcze jest ciepło) pożeramy całość i wspominamy śmieszne historie z czasów beztroskiej młodości:)
Jak sprawiam sobie święto w domu? Zazwyczaj nie potrzebuję wiele do szczęścia. Pewnie nikogo nie zdziwi tutaj, że będę mówić o jedzeniu. Dla mnie, tak jak dla autorki bloga, jest to sztuka. Przede wszystkim należy wyzbyć się myślenia, że “jeść trzeba żeby żyć”. W tym względzie asymiluję się z narodem francuskim, gdzie jedzenie zajmuje pierwsze miejsce.
Co rano, wychodząc z domu myślę o takim właśnie “święcie”, czyli wieczornym powrocie, kiedy to w końcu mogę zamknąć się w kuchni i zająć tym, co najbardziej lubię! Mimo, że staram się jeść prosto, wielką radość sprawia mi eksperymentowanie w kuchni, a jeśli coś z tego wyjdzie, tym lepiej :))
Przechodząc do konkretów, jako amator kuchni, lubię gotować dla znajomych, rodziny, etc. Lubię odkrywać przed nimi nowe smaki i połączenia, a ich aprobata jest dla mnie wyrazem wielkiego uznania i powodem do dumy, a jakże ! To mój mały świat, którym cieszę się każdego dnia i za który jestem wdzięczna!
A święta? Dlaczego musimy mieć specjalne okazje by świętować? Czy każdy kolejny dzień nie jest już okazją do tego by być wdzięcznym i czekać na kolejny? A w ramach podziękowania zajmijmy się sobą jak najlepiej, bo jak nie my to kto..
Przyjemnością jest dawanie komuś przyjemności. Dlatego często szykuje dla mojego chłopaka kolację i cieszy mnie jego uśmiech po przyjściu z pracy. Później zmysłowa kąpiel we dwoje z solą lawendowa i świecami zapachowymi. A następnie zamieniamy się w dwa leniwce i oglądamy ulubiony serial lub film. Kocham takie chwile. Szczęście drugiego człowieka jest dla mnie największa przyjemnością!
Codzienność teraz dla mnie jest cudowna, mam 4- letnią córkę Oliwię a za trzy miesiące pojawi się na świecie druga mała dama. Ponieważ teraz nie pracuje tylko ,,siedzę w domu” to codziennie rozpieszczam i siebie i moich najbliższych. Mam czas!!!! Przygotowuje zupy i ulubione drugie dania, które jemy wspólnie a nie każdy o innej godzinie jak to bywa gdy rodzice pracują, dziecko u babci albo dłużej w przedszkolu. Naprawdę czuję się czasami jakby mi odbiło ale uwielbiam ten czas. Po obiedzie pije kawę z mężem, w spokoju i bez pośpiechu i czuje że tak tak powinno to wglądać. Uwielbiam wieczory gdy tak sobie leże z tą małą gadułą i sobie rozmawiamy. Wiem, że niedługo trochę się to zmieni i życie znowu trochę przyspieszy i nie mogę się tego doczekać. Ale właśnie takie chwile i takie momenty to jest sposób na codzienność, która może być naprawdę cudowna.
Największą przyjemnością dnia codziennego jest wspólny posiłek, który przygotowuje mój narzeczony – zawodowy kucharz..ja jestem tylko pomocą kuchenną..jednak wspólne gotowanie nas bardzo zbliża. Lubimy gdy znajomi wpadną “na moment” i wspólnie z nami jedzą pyszności, a później twierdzą, że nasze mieszkanie to najlepsza kuchnia w całym Krakowie, bo pełno w niej miłości i uśmiechu, a przy tym potrawy robione na wysokim poziomie kulinarnym 🙂
Niezależnie od rodzaju świąt i okazji do celebrowania, aby oddać uroczysty charakter chwili, zbieramy się przy stole. Chcąc zrobić sobie małe święto w środku tygodnia, przygotowuję coś pysznego, co wymaga spędzenia nieco więcej czasu w kuchni. Już sam proces przygotowania posiłku wprowadza mnie w uroczysty nastrój. Wtedy też włączam przeboje z lat 60-tych, które mają w sobie jakąś magiczną nutę nieodzownie kojarzącą się z świąteczną atmosferą. Muzyka ta towarzyszy także podczas posiłku, a na nakrytym stole zapalam świece. Posiłek urozmaicony lampką wina wprawia mnie w błogi nastrój, który pozwala oderwać się od codziennych spraw i trosk 🙂
Jestem bardzo towarzyska i najchętniej każdy wieczór oraz wolna chwilę spedzałabym że znajomymi, ale nie zawsze jest to możliwe. Dlatego zdecydowanie wybieram wieczór we dwoje z lampka wina i kolacja przygotowana wspólnie. Tak może trudno w to uwierzyć, ale razem z partnerem pichcimy w kuchni. Czasem są gorsze chwilę i wtedy się trzeba bardziej wykazać, ale wszystkie gorycze zapełniamy naszą miłością
Ja i mój narzeczony spotkaliśmy się w podróży. Nasza ogromna pasja nas połączyła i nie wyobrażamy sobie życia bez niej. Niestety życie zawodowe nieco nas w tym ogranicza, dlatego podróż po wszystkich kontynentach odbywamy … też w naszym domu. Gdy wracamy z pracy, uwielbiamy się rozkładać na naszej sofie przed kominkiem, ze ścian patrzą na nas afrykańskie maski a ciepło ognia sprawia, że czujemy się jak na starym kontynencie. Z kuchni dochodzi zapach smażonego kurczaka z domieszką trawy cytrynowej, sosu rybnego i cukru palmowego – specjału z Wietnamu, którym przypominamy naszym kubkom smakowym o wspaniałej wyprawie sprzed 2óch lat. Czasem mamy ochotę na odprężenie, dlatego na stoliku ląduje zmrożony niczym na Antarktydzie francuski szampan a zaraz potem we mnie wstępuje wulkan Fuji i zaczynam przed narzeczonym gorącą Sambę Brazil. A czasem wystarczy dobry amerykański serial sensacyjny, popcorn i cola 😉
Mój ulubiony sposób na umilenie codzienności to gotowanie i pieczenie. Jadam wspólnie z rodziną lub znajomymi, ale jedzonko robię sama. Jestem taka Zosia-samosia i lubię zrobić wszystko sama, od początku do końca. Nie wykorzystuję niczego gotowego, żadnych paczek i słoiczków, raczej sobie utrudniam i robię wszystko sama od podstaw. Najlepiej, gdy w tym czasie nikogo nie ma w domu. Najfajniej jest, gdy domownicy mają niespodziankę i z zaskoczenia na stół trafiają jakieś pyszności. 🙂
Codziennie po pracy do stołu siadamy
i przy kuchennym stole wesoło rozmawiamy.
Te wolne chwile wspólnie celebrujemy,
gdy smaczny obiedzik konsumujemy.
Po takim obiadku kawka być musi,
a do niej ciasto – każdego kusi.
Tak sobie co dzień wspólnie siedzimy
no i wesoło sobie gwarzymy.
Bo takie dzisiaj czasy nastały,
że każdy biega jak oszalały.
Pędzi i pędzi i czasu mu brak ,
a to jest bardzo niedobry znak.
Tak więc telefony wyłączamy
i czas dla siebie tylko przeznaczamy.
No i humor dopisuje,
gdy jedzonko nam smakuje 🙂
Dobra pizza i jakiś drink wspólnie z żoną przy dobrym filmie.
Gotowanie, pieczenie, czytanie książki… To wszystko naprawdę umila czas, ale dla mnie każdy dzień wydaje się piekniejszy jeśli wstaję rano wyspana. Sen to coś co z wiekiem cenię najbardziej. Wiem, że mogę wiecej, jeśli chce mi się wstać z łóżka i nie muszę przesuwać budzika o kolejne 5 minut. Dlatego robię wszystko, aby spało mi się jak najlepiej, a pierszym krokiem było usunięcie telewizora z sypialni. Jaka ulga! Od razu poranek staje się lepszy, a każda, nawet malutka rzecz, potrafi cieszyć. No więc, do łóżka!
W tym roku świętowaliśmy 18 rocznicę pierwszego pocałunku. Pocałunku, który zmiótł z ziemi wszystko co stare i przyniósł nowe, świeże spojrzenie na życie. Po tych 18 latach nadal mamy motyle, nadal jesteśmy siebie ciekawi i to się już chyba nie zmieni. Sekret tkwi w codzienności właśnie, w tym, by w przysłowiowym szarym dniu pomyśleć o tej drugiej osobie i pokazać, że się ją kocha.Drobne gesty, czułe słówka i fantazja – nie dostaję drogich prezentów, bo nas na nie po prostu nie stać, i myślę sobie, że to dobrze, bo to zmusza do inwencji. I w pamięci pozostaje zapach marchewkowych muffinek, które M. upiekł dla mnie, bo wiedział, że miałam ciężki dyżur i mms z pianką na kawie, która ułożyła się w serduszko. Takie proste i takie trudne zarazem. Albo wtedy gdy mieliśmy razem jechać na miasto – na moim miejscu leżały piękne kwiaty (nie kupione, tylko namalowane na kartce), M. zakradł się wcześniej do auta i je tam położył. A najbardziej zaskoczył mnie, gdy miał mnie odebrać od fryzjera – jak wyszłam z salonu to z wrażenia nie wiedziałam gdzie się wsadzić – do szyb były poprzyklejane kartki z napisem JESTEŚ DOSKONAŁA! Ależ ja wtedy miałam rumieńce! Czuć się kochanym na co dzień, czy może być coś przyjemniejszego?
Gotowanie to pewna tajemnica- każdy z nas ma swoją. Dla mnie każda chwila w kuchni jest czymś magicznym i za każdym razem wyjątkowym i oryginalnym. Mój sposób na codzienne święta jest prosty a zarazem inspirujący. Każdego wieczoru, kiedy jestem wspólnie w moimi domownikami, przygotowuję ciepły posiłek, aby rozgrzał każdego dnia i wprowadził do domu wyjątkowego rodzinnego klimatu. Ciepło domowego ogniska jest bardzo istotnym czynnikiem w życiu każdego z nas. Wszyscy chcemy czuć się kochani , a przecież kuchnia łączy nas wszystkich i pozwala na wspaniały kontakt pomiędzy tymi, na których nam zależy. Uwielbiam pieścić podniebienia mojej rodziny i cieszyć się wspólną chwilą wśród nich.
Na co dzień święto sprawiam sobie tak:
1. Odsyłam mojego mężczyznę na wieczór z kumplami.
2. Włączam Enyę i zapalam pięknie pachnące świeczki.
3. Przygotowuję sobie pyszny deser z ulubionej książki kucharskiej.
4. Z deserkiem idę do wanny i delektuję moimi słodkościami a także cudownie gorącą wodą z pianą.
5. Kiedy wychodzę z wanny, wraca mój mężczyzna ze spotkania z kumplami.
6. Jest w bardzo dobrym humorze i postanawia zrobić mi super masaż!
7. Jestem w siódmym niebie i na pewno mam zebraną energię na cały kolejny tydzień 😉
Święto otula magiczny blask ciepła i spokoju. Święto to dzień kiedy na twarzy mamy uśmiech, a w sercu radość. Receptę na taki czas bardzo długo próbowałam odnaleźć. Zatapiałam się w różne zajęcia, żeby znaleźć swój cel i spokój. I wreszcie natknęłam się na cytat: “Szczęśliwi, którzy nauczyli swoje dzieci cieszyć się drobnymi rzeczami.” I wtedy mnie olśniło! Moja Rodzina to doskonałe połączenie przeciwieństw. Potrafi dać śmiech do rozpuku i bolącego brzucha, jeśli jednak potrzeba wsparcia to można płakać w swoich ramionach. Ale co najważniejsze: razem robimy mnóstwo drobnostek, które potrafią naprawić nawet najgorszy dzień! I w ten sposób wpadłam na to jaki jest sposób na czynienie świąt na co dzień. Przepisem jest słowo “wspólnie”. Zawsze znajdzie się coś co można zrobić razem, a to daje znacznie większą satysfakcję i zabawę. A w dodatku jak nic innego uczy sztuki wypracowywania wspólnych rozwiązań. Każdy jest inny i lubi zupełnie inne rzeczy. Ja jestem fanką zdrowych deserów, a moi rodzice uwielbiają tradycyjne ciasta, jeszcze ciepłe wprost z piekarnika. Trzeba było znaleźć kompromis. Perfekcyjnie nauczyliśmy się robić omlet owsiany, który smakuje jak najwyższej klasy szarlotka! I właśnie to, że tak pięknie potrafimy się dogrywać sprawia, że kocham z tymi ludźmi spędzać czas. A z wyjątkowymi ludźmi spędza się wyjątkowy czas. Właśnie o to chodzi w świętach i dzięki temu mogę je mieć każdego dnia.
Świętem jest dla mnie wieczór z moim ukochanym mężczyzną, pilotem, tak więc wieczorów takich mało i trzeba je celebrować.
Pyszna kolacja, jakieś wymyślne danie, nieprzeciętne danie, do tego dobre wino. No a potem… Jakaś dobra komedia w tv 🙂
Moje ŚWIĘTO na co dzień to w zasadzie dwa “dania”. 1. Drożdżowy warkocz posypany migdałowymi płatkami, o którym przypomina mi każdy kto ma zamiar wpaść pytając “a masz drożdże w domu?” ;), bo daje o sobie znać już podczas pieczenia cudownym zapachem, a najlepszy jest jeszcze ciepły i znika w mgnieniu oka. 2. Rosół – hmm… to kwintesencja wszystkiego. To smak dzieciństwa, smak ciepła podczas zimowych mrozów i przeziębień, smak wszystkich Świąt, tych bardziej i mniej oficjalnych.
Te dwa powyższe łączy coś wyjątkowego… to te wszystkie sytuacje, w których są podawane, te śmiechy, żarty, łzy i katary. Bo czymże byłoby Święto, jeśli nie miałyby się z kim (i przy czym) świętować.
Każdego dnia, z przyjemnością dbam o męża i trójkę dzieci, od śniadania po kolacje. Lubię “obowiązki” domowe i chociaż nie jestem perfekcjonistką, staram się utrzymywać stały rytm dnia, domowe obiady, czyste ubrania, lekcje, biesiada przed tv, i bycie tak po prostu razem w domu…
Jednak przy tym utrzymywaniu ciepła domowego ogniska, nie zapominam o sobie! Cóż to by była za mama i żona, zmęczona, sfrustrowana, ciągle narzekajaca? Dlatego każdego ranka, po odprawie do szkoły, jest ta magiczna i codzienna celebracja picia kawy. Tak… robię sobie podwójne espresso z mlekiem, włączam wiadomości, lub czytam gazetę. Ten moment jest tylko dla mnie i to jest moje zrób sobie święto!
Moim sposobem na święto na co dzień jest solidny trening po którym wszystko aż boli, pyszny i zdrowy obiad przyrządzony własnoręcznie z pomocą ukochanej i wspólne celebrowanie dnia spożywając nasze ulubione lody po obiedzie (a co, ćwiczymy przecież żeby móc więcej jeść 🙂 ).
Dla mnie codzienne święto to moment, kiedy wracam do domu, ubieram świąteczny outfit (czytaj: legginsy i bluzę), wyciągam się na kanapie i w końcu mogę zjeść coś słodkiego… w tym miesiącu zdecydowanie królują już prawdziwie świąteczne słodycze – kostki Domino, ciasteczka korzenne i marcepan z nugatem. Ale czekam jeszcze na najlepszego Mikołaja z Kinder Czekolady.
Gdy byłam w gimnazjum bardzo lubiłam piec różne, choć wtedy jeszcze podstawowe słodkości. Potem z różnych przyczyn zaniechałem tego. Potem poznałam mojego wspaniałego chłopaka –
wiernego fana wszelakich możliwych bez. Po kilku mniej lub bardziej udanych próbach wyszła beza idealna! Obecnie, możliwie często staram się przygotowywać najróżniejsze desery. Pavlova czy Red Velevet Cake nie mają przede mną tajemnic. Dodatkowo, odkąd studiuję musiałam nauczyć się gotować, to także okazało się być kolejną pasją, choć w akademikowych warunkach gotowanie to prawie jak szkoła przetrwania 🙂 Jednak, gdy spotykamy się z już wyżej wspomnianym chłopakiem staramy się prawie zawsze coś ugotować. Czasem to zwykła pizza czasem pierś kaczki w wykwintnym sosie. Bawimy się smakami, dopracowujemy, udoskonalamy, a gdy kosztujemy staramy się wyłapać błędy. Ta współpraca w kuchni, uczy nas współpracy w życiu i wzajemnej pomocy. Gotowanie, banalna czynność, a jednak zbliża nas bardziej niż kolejne miesiące związku. Pomaga nam w byciu i cieszeniu się sobą. I tego wszystkim Wam życzę!
Swoja codzienność lubię umilać poprzez wyciśnięcie soku z sezonowych owoców, lub zrobienie z nich koktajlu. Dodatkowo świetnie i relaksująco, szczególnie jesienią działa na mnie kąpiel w otoczeniu świec, wina i deserze – np. torciku bezowym. To są moje święta na co dzień! 🙂
Teraz dla mnie i dla mojej żony święto jest co dzień spodziewamy się dziecka i każda wolna chwila chce pokazać jak bardzo ją kocham i jak mi na NICH zależy co dzień przygotowuje dla mojej żony małą niespodziankę a to zostawię rano jej śniadanko a to wyskoczę po bułeczki czasami też ugotuje obiad lub zrobię super deserek. Widzę jak moja żona cieszy się nawet z najdrobniejszego gestu skierowanego w Ich stronę .
Świętem jest dla mnie wspólnie spędzony czas z moim narzeczonym kiedy razem przygotowujemy jakieś dobre jedzonko 😉
Po takim wspolnym gotowaniu zawsze wybieramy wspólnie jakiś film szykujemy swoje ulubione miejsce na podlodze do siedzenia i oczywiscie do spozywania naszego posilku nalewamy dwie duze lamki wina i wtuleni w siebie swietujemy wspolnie spedzony czas <3
Święto na codzień to każda wspólnie spędzona chwila jest ich tak mało w ciągłym biegu że aż strach. To w dni wolne, gdy jesteśmy wszyscy razem sandwiche na śniadanie, których nauczyła mnie przyjaciółka w Anglii, lasagne na obiad bo syn je kocha, sorbet z mango dla małego łakomczucha, golona z żurkiem dla męża no i smothie dla mnie ? kiedy czas na to wszystko?? Z pomocą przychodzi mi moja rodzinka bo tak właśnie świętujemy razem każdą wolną chwilę.
Takie nasze małe święta to wieczory, gdy udaje nam się jeść razem kolację.
Przeważnie mąż robi wtedy sałatkę. Świeże warzywa, sery i chrupiące ziarenka?
A najlepsze w tych sałatkach jest to, że jemy je z jednej miski. Jedna miska, dwa widelce.
Dla mnie to bardzo romantyczne?
Trochę to też sentyment, bo gdy zaczęliśmy się spotykać, w domu miałam tylko garnek, z którego wspólnie jedliśmy sałatki?
Nie jestem mistrzem gotowania, ale jak dotąd wszyscy mamy sie dobrze 🙂
Gotowanie różnych potraw obiadowych jest teoche klopotliwe a napewno czasochłonne, rodzina zje coś innego, mąż ma ochotę na inną potrawę a dzieci.. jak to dzieci, czasami wybrzydzaja, ewentualnie bardzo szybko zmieniają zdanie i upodobania co do obiadu. Ale odkąd staraja się być trochę bardziej samodzielni (3-latek, 4- latka) a jednoczesnie wszystko ich interesuje znalazłam mały “patent” na zjedzone obiady – przygotowujemy je razem! Zauważyłam, że uczestnicząc w przyrządzaniu i gotowaniu obiadów, dzieci chętniej je zjadają przy okazji zdając relacje z wykonywanych czynności 🙂 no przecież nie wypada nie zjeść przygotowanego własnoręcznie obiadu 😀 tak myślę, a nawet jestem pewna, że jeszcze przyjemniej byłoby mieć super moc w postaci szybkowara, który pozwoliłby Nam jednak zaoszczędzić trochę tak cennego czasu. Choć staram się poświęcać dzieciom każdą wolną chwilę wszystcy wiemy jak wygląda rzeczywistość, ciągle w biegu, praca, dom, pierdylion obowiązków, które trzeba wykonać (nawet te odlozone na pozniej), a dzieci pragną uwagi i bliskości. Ciężko być w kuchni i w pokoju jednocześnie, dlatego staram sie zawsze szybko przygotować obiad, czasami nawet rano nim dzieciaki wstaną przygotowuje część rzeczy, tak by móc siąść z Nimi bez większego pośpiechu i pobawić się w czasie kiedy woda na zupe delikatnie pyrka sobie w kuchni pod przykryciem. Bo to zapewne banalne, ale dla mnie święto hest wtedy kiedy mamy czas tylko dla siebie, czas dla rodziny, kiedy żadne bzdety nie zajmują nam głowy, czas który mogę poświęcić tylko dla nich! ❤️
Mam święta na co dzień bo nie żyję w pośpiechu 😉 Wspólnie organizujemy, planujemy i wykonujemy wszelkie obowiązki tak, aby były dla nas przyjemnością! Wspólnie wymyślamy co będzie na obiad przez najbliższy tydzień, razem wymyślamy listę zakupów, razem raz w tygodniu idziemy na wielkie zakupy i razem gotujemy… szkoda tylko że warzywa na ulubioną sałatkę gotują się tak długo 😉 Każda chwila spędzona z mężem i dziećmi jest świętem a im więcej pomocy z zewnątrz – szybsze gotowanie – a później szybkie zmywanie – tym lepiej 😉
Sam robię sobie święto wydając pieniądze. Nawet, gdy kupię sobie jakąś drobnostkę w postaci skarpetek, lizaka, czy gazety, czuję się świetnie. Między innymi dlatego bardzo lubię chodzić na zakupy. Odpowiada to również mojej narzeczonej i moim koleżankom – jestem świetnym kompanem do wyjścia do centrum handlowego.
Małe wielkie rzeczy.To moje życiowe motto. Czerpać garściami z okruchów dnia codziennego. Każdego dnia staram się podnosić kąciki ust w uśmiechu moim bliskim. Wyłapuje chwile kiedy mogę choć jeden promyk słońca wprawdzić do naszego życia,i uczynic ten dzień świętem! Czynienie święta zaczynam już od samego rana. Kiedy to zamiast zwykłego budzika w naszym domu rozlega się pianie koguta. Potem świergot ptaków na końcu ryczenie żubra-taki budzik. Az chce się otworzyc oczy ,zobaczyc to i poczuć się bliżej natury. Zawsze staram się aby nasz dom pachniał-jedzeniem,nie chemią. Chleb piekę sama, a zapach wypełnia zakamarki i chowa się w nich na długo. Ale kiedy przyjdzie moim bliskim opuścić dom-starams ię dac im cząstkę siebie. Do lunchboxów wkładam swoje serce i małą karteczkę „Smacznego,miłego dnia!”. Małe rzeczy czynią święto,a nie fajerwerki! Dlatego dziś mam zamiar wziąć gruby koc,czapkę,rozłożyć leżaki i na tarasie oglądać nocne niebo. Popijają kakao.Zawsze mnie uspokajało i fascynowało niebo nocą.I wcale nie będę czekałą na spadająca gwiazdę, bo moje marzenia już się spełniły-dom i rodzina! Nasze święto na co dzien to pozmywanie naczyń za mnie, mały kwiatek na poduszce i szepty nocą. Nasze swięto to pierwsze słowo Mama i ostatni pampers. Nasze święto to bycie razem! Wspólny stół, wspólne pragnienia i wspólny czas razem!
Gotowanie… Wpadłam w ten wir mając 16 lat. W domu rodzina niechętnie dopuszczała dzieci do garnków. “A bo to gorące, a bo ty nie potrafisz, daj zrobię to szybciej”.
Usamodzielniłam się szybko co wiązało się nauką gotowania. Początki może nie były najlepsze, ale teraz, teraz to ja zaskakuje mamę mając zaledwie 19 lat.
Udzielam się na forach, próbuję nowych smaków, staram się łączyć rzeczy tak by nie tylko buźka jadła, ale i oczy. Często zapraszam znajomych na wspólne obiady, cieszymy się każdym spotkaniem w kuchni. Uczę ich podstawowych rzeczy, przy czym świetnie się bawimy. Stawiamy na wytrawne rzeczy, choć lody chałwowe wymiatają i zawsze pomagają wypędzić z domu smutki.
Każdy dzień niesie ze sobą powód do świętowania, udany dzień w pracy, super promocje w sklepie, no i przede wszystkim obecność drugiego człowieka z którym nieczęsto się widujemy. Zapraszam rodzine na obiady, dzieciakom tworze zabawne desery, starszym natomiast inne dania, które rozbujają ich kubki smakowe. Całe dnie spędzam w kuchni niezależnie od tego jaki humor mi towarzyszy. To pomieszczenie jest magiczne, skrzynia pełna zapachów, ciepła i światła. Kuchnia łączy ludzi, jedzenie będzie nam zawsze towarzyszyło, a gotowanie bliskim sprawia mi większa przyjemność niż wygrana w “totka”. To są dla mnie święta, czas spędzony z bliskimi dla mnie ludźmi, rozpieszczanie ich żołądków.
Święto na co dzień? Podobno wystarczy szczery uśmiech. Ale aby był naprawdę szeroki, nie można czuć pustki w brzuchu;). ‘Przez żołądek do serca’ tej tezy będzie bronił każdy wielbiciel dobrego jedzenia. Jako pracująca studentka nie mam zbyt wiele wolnego czasu, a preferuję posiłki ugotowane we własnej kuchni. Nie ma nic lepszego niż powrót do domu i niespodzianka w formie zdrowego, pysznego obiadu zrobionego przez współlokatorów, szczególnie jeśli jest się takim alergikiem jak ja, a oni dbają o to by nic mnie nie uczuliło:). Wspólny posiłek przy dobrej muzyce/filmie jest naszym miłym zwyczajem, którego brakowało w moim rodzinnym domu. Mogę więc z całą pewnością uznać to za jedną z form świętowania.
Gdybym do domowego SPA produkty znalazła,
W końcu poczułabym się jak prawdziwa gwiazda,
różne zapachy pobudzające me zmysły,
Lecz ja mam jeden realizujący wszystkie pomysły!
Zawsze ten spa zabieg jest wyjątkowy,
delikatny, zmysłowy a zarazem wystrzałowy,
masują swe ciało prawdziwą czekoladą,
mocną i intensywną nie jakąś zwykłą bladą,
Wszędzie czuję jej zapach i moc niezwykłą,
chcę aby me ciało dzięki niej zakwitło,
aby na nowo poczuło się zdrowo,
a ja bym się mogła relaksować i czuć młodo,
Aromat czekolady pobudza do życia,
A w ręce gorąca czekolada do picia,
Ona na ciele i w ustach daje boskie efekty,
Jej działanie nie potrzebuje już żadnej korekty,
Ten afrodyzjak wnika głęboko w me zmysły,
chciałabym aby te błogie chwile nigdy nie prysły!
Taki niezwykły relaks i zabieg pachnący,
jest niczym powiew lata pachnący i gorący!
Im dłużej żyję (a zaliczyłam już 33 lata na tym ziemskim padole), tym bardziej jestem przekonana, że prawdziwe szczęście – a świętuje się przecież szczęśliwe chwile – wynika z drobiazgów. Że to setka malutkich przyjemności, które uczymy się dostrzegać i doceniać. Że to one – a nie wielkie sukcesy i nagrody – składają się na poczucie szczęścia, spełnienia, radości…
Dlatego ja świętuję nieustannie. I konsekwentnie – na raty. 😉
Świętuję, kiedy wieczorem, po ciężkim dniu w pracy, siadam w ulubionym fotelu i sięgam po ciekawą książkę, w drugiej dłoni dzierżąc kubek z kakao, gorącą, domową czekoladą albo ulubioną herbatą… 🙂
Świętuję, kiedy uda mi się wypróbować nowy przepis z sukcesem, którego smakiem mogę się podzielić z najbliższymi.
Świętuję, kiedy uda mi się znaleźć nową knajpkę z pysznym i inspirującym jedzeniem, które później mogę próbować wprowadzić do domowego menu.
Świętuję, kiedy spełniam kolejne marzenie o kuchennym sprzęcie – czy to świetny nóż, czy nowa, wyszperana w sieci forma do ciasta o pięknym, niebanalnym kształcie…
Świętuję, kiedy bawię się formą na talerzu, choćby była to tylko poranna kanapka.
I kiedy mogę celebrować najzwyczajniejszy w świecie posiłek z kimś bliskim, bez pośpiechu, bez zadęcia, bez przerywników w postaci telefonów, tabletów, gazet…
To są głupoty.
To są drobiazgi.
To są rzeczy tak banalne, że pewnie wywołają uśmiech politowania u części czytających te słowa.
Ale dla mnie to właśnie codzienność jest wystarczającym powodem do świętowania i do cieszenia się każdą chwilą. Zwłaszcza zaś chwilami spędzanymi w kuchni, gdzie mogę robić to, co kocham! Wtedy nawet zmywanie jest świętem. 🙂
Przy 8-osobowej rodzinie nie da się nie świętować. Każdy dzień to powód do radości, bo codziennie każdy z nas czymś zaskakuje. Przy takim małym tłumie często nie da się ogarnąć wszystkich spraw więc zdarza się, ze żyjemy w pośpiechu i ciągłym biegu, a ruch w domu z powodzeniem można porównać do tego na autostradzie. Przedszkole, szkoła, praca, zakupy, zajęcia dodatkowe, weekendowe wypady za miasto. Dużo tego. Ale jedno zawsze stanowi konstans. Wspólna kolacja przy jednym stole. To jedyny moment w ciągu dnia, kiedy możemy się zebrać wszyscy razem, odkładamy na bok pośpiech i wszelkie troski i celebrujemy rodzinne spotkanie. Ile problemów już rozwiązaliśmy przy tym stole. O ilu cudownych rzeczach dowiedzieliśmy się podczas kolacji tego nie jestem w stanie zliczyć. Te nasze małe wojenne narady tak nam weszły w krew, że nie zasiądziemy do stołu dopóki ostatni członek rodziny się nie zjawi, no chyba że jest na jakiś wyjeździe. I wcale nie musi to być wykwintna kolacja rodem z restauracji z 3 gwiazdkami Michelin. Czasem wystarczają zwykłe parówki z ketchupem i kromka chleba ze smalcem W zależności od tego, kto gotuje, bo nie zawsze jestem to ja Raz robi to mąż, a raz pomagają starsze dzieci, które starają się mnie odciążyć od domowych obowiązków. I to jest naprawdę niezwykłe. A po kolacji najmłodszy (ten, który uczy się pisać) bierze kartkę papieru, długopis i ustalamy menu na kolejny tydzień. To znacznie ułatwia sprawę. A potem zazwyczaj gramy w kalambury, bierki albo planszówki i toczymy ze sobą małe wojenki, tworzymy sojusze i nie da się ukryć … trochę oszukujemy Ale ile sprawia nam to radości to wiemy tylko my. I to właśnie te chwile w ciągu dnia najbardziej lubię. I choć żyjemy w ciągłym biegu, to staram się wprowadzać trochę „hygge” do naszego życia, a te wspólne momenty, kiedy jesteśmy wszyscy razem, to takie nasze „slow life”. Czas wtedy zwalnia, a my cieszymy się chwilą. Każda sekunda jest magiczna, choć nie ma w tym żadnych tajemnych zaklęć. Od czasu do czasu znajdę tez chwilę dla siebie. Takie moje prywatne święto nadchodzi, kiedy organizuję sobie relaksujące SPA w domowym zaciszu. Robię zapachową kąpiel z dużą ilością piany, wykonuję delikatny masaż całej twarzy z udziałem olejków zapachowych, biorę kilka głębokich wdechów, zamykam oczy i się odprężam. Do tego jakaś odprężająca muzyka (szum fal, śpiew ptaków, inne odgłosy natury) i można poczuć się jak w Raju. Uzależniłam się zaledwie po kilku razach zarówno od efektu jak i samego zapachu. Te kilkadziesiąt minut w wannie potrafi zdziałać cuda.
Wyjątkowa chwila godna celebracji
Wymaga skupienia, obecności najbliższych i chwili adoracji.
Niczym koneser smakuję życie
I oddaję się chwili w błogim niebycie.
Ze czcią świętuję najważniejsze momenty w życiu
By móc je potem wspominać w domowym zaciszu.
Wesele córki, narodziny wnuka
Warte są szampana łyka.
Srebrne gody, zdana matura syna.
Wybudowanie domu, rodzina jedyna.
Moje największe osiągnięcie – 25-lecie małżeństwa
Jest godne degustacji tego legenda rodzinnego dobrodziejstwa.
Tyle okazji godnych świętowania
I wykwintnej dań spróbowania.
Smak niezapomniany
jak te momenty upamiętniony.
Wyjątkowe spotkania na wyjątkowe chwile
Drzemie w nas moc dzięki wspólnych kolacji sile.
Takie momenty się długo pamięta,
Bo jest w nich jakaś moc zaklęta.
Święto na co dzień sprawiam sobie ma różne sposoby. Jednego dnia będzie to kawa z dodatkiem kardamonu, imbiru i miodu, która ma mnie zdopingować do wstania z łóżka, a w jesienny dzień, gdy pada, taka motywacja potrafi zdziałać cuda. 😉 Uwielbiam gotować, a najbardziej odkrywać smaki potraw, które zostały zapomniane, a wiele z nich nauczyła mnie przygotowywać babcia, której chciałam zaimponować daniem z tak modnym obecnie jarmużem, a która jak się okazało, jest kulinarną hipsterką i która przy następnej wizycie poczęstowała mnie jarmużem duszonym z jabłkami z posiekaną natką i uprażonymi pestkami słonecznika na maśle, czy też jarmużem smażonym na boczku wędzonym z kiełbaskami wieprzowymi. Kulinarne odkrycia potrafią sprawić, że dany dzień będzie dla mnie świętem. Wspólne przygotowywanie posiłków również jest dla mnie małym świętem na co dzień, bo w dzisiejszym świecie, gdy technologia i praca sprawiają, że tego czasu mamy wszyscy coraz mniej dla siebie, najważniejsze jest dla mnie wspólne przebywanie z rodziną, z którą jak tylko mogę, wybieram się na przejażdżkę rowerową, co jest naszą pasją, bo mieszkamy w regionie, który sprzyja takiej formie wypoczynku. Tak samo ważne są dla mnie spotkania z moimi przyjaciółmi, którzy tak jak ja kochają gotowanie i podróże, a którzy chętnie dzielą się wrażeniami i przepisami na dania z wakacyjnych podróży, staramy się wzajemnie zaskakiwać i inspirować potrawami do odwiedzenia miejsc, skąd te dania pochodzą. Świętem na co dzień jest dla mnie także unikanie rutyny w każdej dziedzinie życia, bo życie jest krótkie i trzeba je wykorzystać, nawet serwując sobie wyszukaną kanapkę, jakiej wcześniej nie miałam okazji zjeść.
Jesteśmy parą 60-parolatków od 43 lat,największą frajdę sprawia nam pieczenie i zajadanie szarlotki w naszym wykonaniu.Bardzo prosty przepis,a ile radochy,a więc krótko -8 jabłek obranych i pokrojonych w ćwiartki, na ciasto 3 szk.mąki,1 szk.cukru,4 żółtka,kostka dobrej margaryny,15g proszku,2 x cuk.wan.cynamon .Na przygotowaną blachę ok,36x26cm wyłożyć połowę rozwałkowanego ciasta,ułożyć ćwiartki jabłek,przykryć drugą warstwą ciasta.pokłóć widelcem.Piec 45minx180stopni,po wystygnięciu posypać cukrem pudrem. cynamonem jak ktoś lubi.Polecam smaczne i nie ma po nim zgagi.
Drobne radości ozdabiają szarą codzienność niczym piękna broszka przypięta do prostej sukienki. Dzięki nim odrywamy się od monotonii i rozweselamy się, ale przede wszystkim jest to zwykła przyjemność. Lusterko w misternej oprawce, jedwabny szal w motyle, przeczytany ulubiony tomik poezji- przedmioty te mogą skutecznie wyzwolić od chwilowej nudy, zdenerwowania i apatii. Mogą ze zwykłego dnia uczynić święto. Delikatność i dobra jakość kosmetyku też wystarczy na dość długo, podkreślając w milszy sposób moją urodę. Uwierzmy pięknu, ono działa niesamowicie. Uwielbiam spędzać czas ze swoimi bliskimi. Jemy wtedy nasze ulubione potrawy+ odkrywamy nowe smaki i dużo ze sobą rozmawiamy. To klucz do osiągnięcia równowagi w życiu. Lubię też mieć czas tylko dla siebie, bez komputera czy telefonu itp. Siadam wtedy w otoczeniu miękkich poduszek, piję swoją ulubioną herbatę lub kieliszek czerwonego wina i czytam interesującą książkę. A wieczorem w swojej łazience robię sobie mini spa. Do łazienki wpuszczam swojego partnera, a gdy go nie ma, mojego kota. Futrzak potrafi rozbawić do łez, spacerując jak baletnica po brzegu wanny albo usiłując capnąć łapą pływającą po wodzie pianę. Nie trzeba być rozrzutnym, lecz jedynie skłonić się do pomyślenia o sobie jak o kimś, kto zasługuje na wszystko, co najlepsze i najcenniejsze.
Święto na co dzień ? Święto na co dzień,
Każdy z nas takiej sytuacji jest godzien,
Czy to jest deser, czy też dobra kawa,
Umilanie sobie czasu to cudowna sprawa.
Gotowanie posiłków czy wieczór we dwoje,
Brane pod uwagę są wszystkie nasze nastroje,
Lecz ja mam coś, czego niektórym brakuje,
Pasję dzięki której małe święto w domu pielęgnuje.
Moja pasja to czytanie, czego tylko popadnie,
Niech do dobra książka mym sercem zawładnie,
Ciekawy artykuł czy na ulubionym blogu recenzja,
Taka chwila zapomnienia jest jak upragniona amnezja.
Amnezja w której nie pamięta się o obowiązkach,
A jedynie przeczytanych lub czekających książkach,
Tego mi trzeba, takiej dłuższej chwili zapomnienia,
Gdzie wszystko troski i smutki schowają się do cienia.
To moja chwila ! To moje święto w którym króluje,
Bo takiego momentu każda kobieta potrzebuje,
Uwielbiam ten moment, gdy wszystko posprzątane,
Do małego domowego święta wszystko przygotowane.
Na stoliku kawa, dobra książka i słodkie czekoladki,
Do przeczytania są romanse jak i kryminalne zagadki,
Wszystko to i więcej w małym święcie swym skrywam,
Każdego dnia zalety małego święta samotnie odkrywam.
“Mamo, jak piekarnik jest włączony i pieczesz ciasto to czuję się bezpieczna”- te słowa mojej 11- letniej córki uświadomiły mi, jak ważne jest sprawianie przyjemności podniebieniom naszych najbliższych. Czynności, które dorosłym wydają się normalną rzeczą jak gotowanie, pieczenie ciasta dla Dzieci stają się niezwykłą przygodą a wspomnienia ciepła i zapachy rozchodzące się po całym domu będą wracały do nich często w dorosłym życiu.
Wspólnie bardzo często szykujemy naleśniki, kleimy kotleciki drobiowe a do szkoły w niedzielny wieczór wyciskamy ciasteczka owsiane i … do piekarnika ?.
Dzisiaj, robiąc świątecznego pajączka ze słomy podjadamy pyszny sernik upieczony z samego rana.
To są właśnie Nasze magiczne, rodzinne chwile ?.
Wystarczy mi kawałek sernika, ciastko owsiane czy pajda drożdżowego pochłaniane w towarzystwie równie ogromnych łasuchów w postaci mężusia i dzieci 🙂 Oczywiście mąż narzeka, że kuszę i kilogramów przybywa, ale kto by go słuchał 😉
Jak sprawiam sobie święto na co dzień?
Pytanie na pozór wydawałoby się banalne, a jednak kryje w sobie nieco tajemnicy, zmusza do zadumy, refleksji. Słowo święto niesie za sobą myśl o czymś majestatycznym, wyjątkowym, niecodziennym. A jednak jak dłużej nad tym się zastanawiam to stwierdzam, że może ono odnosić się do każdego dnia, każdej chwili. To kwestia spojrzenia, podejścia, mentalności.
Czym jest święto…
Dla mnie święto to coś co daje mi radość, coś co mnie wycisza, dodaje energii. Kiedy tak zastanawiałam się co z moich codziennych czynności, rzeczy mogłabym zrównać ze słowem święto, to o dziwo dla niektórych -gotowanie. Jestem zapaloną miłośniczką gotowania. Dla mnie magia kuchni przekłada się na magię mojego domu. Sama pamiętam zapachy dzieciństwa, związane z kuchnią i dlatego szczególnie dbam o to aby moje dzieci również bogate były w takie doświadczenia. Gotowanie zawsze stanowiło dla mnie świetną terapię, odstresowanie. Niestety efekt uboczny mojej pasji to zmagania z boczkami. Ale przy dobrych chęciach i z tym można sobie poradzić. Kierunek kuchnia zdrowa, kuchnia fit, kuchnia dająca energię i motor dla dalszego działania.
Święto = gotowanie…
Niby banalna czynność jaką jest gotowanie, a tyle możliwości by uczynić z niej coś wyjątkowego. To świetny czas na spędzanie czasu z dziećmi. Moja siedmioletnia córka nie odstępuje mnie na krok w kuchni. Wszystkiego jest ciekawa, we wszystkim chce pomagać. Czasem o zgrozo mam dość… Ale jak pomyślę ile to daje jej szczęścia i jak bardzo przybliża ją do mnie, to od razu zmieniam nastawienie.
Gotowanie= wspomnienia…
Może jestem sentymentalna, jednak uważam, że powroty do smaków z dzieciństwa, odświeżanie zapomnianych przepisów z dawnych lat jest czymś nadzwyczaj pasjonującym. Uwielbiam przeglądać stare książki kucharskie, zapominanie notatki z przepisami moich bliskich, których niestety nie ma już wśród nas. Kiedy wyciągam wiklinową walizkę z „moimi kulinarnymi skarbami” na nowo je odkrywam, czerpię nowe pomysły, inspiruję się do dalszego działania. Dla mnie ten rytuał stanowi istne święto, daje kolejny ładunek energii do dalszego działania.
Czy czynienie sobie święta można odnieść do konkretnej jakiejś potrawy? U mnie niestety nie. A może właśnie „stety” nie. Dla mnie, co może nie dla każdego jest zrozumiałe, samo gotowanie -które jest moja największą pasją, czyni każdy mój dzień małym, a czasem większym świętem.
Joanna Chmarycz
„Nie-leniwa Pani domu”
Zawsze było świątecznie w soboty i niedziele,bo wtedy wszyscy siadaliśmy razem do stołu.Teraz jednak świętujemy każdy dzień. Stało się tak po mojej ciężkiej chorobie-zakrzepicy krezki górnej,której efektem jest wycięcie 2/3 jelita cienkiego.Mogę jeść wszystko,ale często i małe porcje. Każdy posiłek jest celebrowany,najprostszymi potrawami się delektuję i cieszę się,że żyję.Rodzina cieszy się wraz ze mną, bo serwuję kuchnię zdrową i przyprawiam ją Miłością!!!
Kiedy wszystko już posprzątam,
Poukładam i pochowam,
Zacisznego szukam kąta,
Żeby zacząć… kolorować.
Wszyscy myślą, że pracuję,
Zliczam straty albo zyski,
A tymczasem – koloruję!
Porządkując przy tym… myśli.
Późny wieczór, z racji pory
Już nie w głowie mi mozaiki.
Precz odrzucam trudne wzory,
Preferuję proste kształty.
Starczy pociągnięcie kredką,
Kilka prostych ruchów ręką,
Już na sercu jest mi lekko,
Ze wszechświatem czuję jedność.
Tę terapię kolorami
Mogę szczerze Wam polecić.
Wypróbujcie, proszę, sami.
Podpisano: J. i dzieci.
Mam artystyczną duszę i uwielbiam dawać upust mojej kreatywności. Najlepiej, kiedy udaje mi się połączyć przyjemne z pożytecznym, a ma to miejsce, gdy swój twórczy zapał skieruję do kuchni 😉 Wychodzą z tego przeróżne dania i napoje, które mój ukochany pochłania z apetytem, nawet, gdy eksperyment nie jest do końca udany 😀 Celebrujemy wspólne chwile, najchętniej w naszym świeżo urządzonym gniazdku, przy pięknie zastawionym stole 🙂 Chciałabym podzielić się dwoma słodkimi recepturami – na kawę i deser. Ubolewam tylko, że nie da się dołączyć zdjęć…
1. ON – mocny jak espresso, trochę chmurny, mówili o nim: czarny charakter. ONA – słodka niczym kogel-mogel, subtelna i delikatna, lekko puszysta. Przeciwieństwa się przyciągają, więc razem stworzyli dobraną parę. On chroni ją przed złem całego świata, zapewnia stabilne oparcie, otacza pomocnym ramieniem. Tak, przy niej jakby złagodniał, stał się troskliwy i opiekuńczy. Ona co dzień czaruje go swoim wdziękiem, dba o to, żeby po dniu ciężkiej pracy wracał do ciepłego, przytulnego domu. On wnosi do tego związku siłę i konsekwencję w działaniu, ona kobiecą intuicję, poczucie piękna, zamiłowanie do celebrowania chwili. Wzajemnie się dopełniają, tworząc duet idealny. Taka była moja inspiracja do stworzenia napoju, który rozpali każde serce. Przygotowanie go jest bardzo proste i szybkie, wymaga jednak starannego doboru składników. Oczywiście, trzeba serwować ten napój z miłością, w przeciwnym razie traci swoją moc. Potrzebne nam będzie porządne espresso. Kogel-mogel potrafi chyba zrobić każdy, podpowiem tylko, że niezbędne jest jajko i cukier. Jajko nie może być byle jakie, moim ideałem są te “od szczęśliwych kur”. Jeśli nie mamy żadnej znajomej kurki, niech to będą przynajmniej jaja z wolnego wybiegu. Kogel-mogel wlewamy delikatnie na powierzchnię kawy, po czym energicznie mieszamy. Dzięki temu, część górnej warstwy osłodzi odrobinę samo espresso, reszta zaś pozostanie na wierzchu w postaci lekkiej pianki. Tylko od nas zależy, w jaki sposób chcemy delektować się tym napojem. Ja sama czasem najpierw wybieram łyżeczką piankę, po czym przełamuję to smakiem kawy, innym razem piję jako całość. Gwarantowana euforia dla zmysłów: aromatyczna kawa, miękka pianka, słodki smak przypominający czasy dzieciństwa…
2. „Oblicza miłości” stworzyłam z myślą o moim mężu. Każda z warstw odpowiada jednemu z aspektów naszego związku. Pierwszą od dołu jest stabilność (jogurt naturalny), z dużą dozą zaufania (nasiona chia). Następnie, dominująca wzajemna fascynacja (ożywcze mango plus słodki banan). W tej warstwie zanurzone są chmurki bliskości (mozzarella w mini kulkach). Czerwona góra to oczywiście namiętność (mus malinowy). Wszystko to okraszone nutką tęsknoty, a nawet leciutkiej zazdrości (płatki migdałowe). Poszczególne warstwy lekko się przenikają, podobnie jak w życiu. Danie smakuje, nie chwaląc się – wprost niebiańsko. Połączenie smaków i konsystencji składników jest prawdziwą ucztą dla podniebienia. Delikatny jogurt z wyczuwalnymi ziarenkami, wyraziste mango, złagodzone bananem, mięciutkie kuleczki, mocna malina, chrupiące płatki migdałowe… Nie sposób się oprzeć! Nie zapominajmy o starannym, ciekawym sposobie podania. Serwujemy i spożywamy z miłością 🙂
Dane techniczne (warstwy), na 2 zakochane, słuszne porcje:
1. Jogurt naturalny 190 g + 3 łyżki nasion chia
Starannie mieszamy obydwa składniki (w przeciwnym razie utworzą się grudy i nasiona nie zmiękną). Zostawiamy na kilka godzin, a najlepiej np. na całą noc.
2. 1 małe mango + 2 małe banany
Obieramy i razem blendujemy.
3. Mini mozzarella w kulkach 150 g (netto po odsączeniu)
4. 2 garstki malin
Blendujemy na jednolitą masę.
5. Płatki migdałowe – jako posypka.
Kolejne warstwy dokładamy powoli i uważnie, dzięki temu nie zleją się zbytnio ze sobą i będą cieszyć oko. Smacznego 🙂
Nasz teatr otwiera swoje podwoje w niedzielne poranki. Teatr, a właściwie sztuka na trzech aktorów. No, od niedawna czterech, gdyby liczyć 10-miesięczną adeptkę naszych niedzielnych poczynań. Pierwszy wstaję ja. Idę prosto na scenę, do kuchnio-jadalni. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi syn, 6-latek, który w piżamie przemyka za moimi plecami z własnym, zabawkowym mikserem. Tak więc na scenie jest nas dwóch, a w kulisach (czyt. łazience) przygotowuje się do przedstawienia moja żona. Około godziny dziewiątej dzieci z żoną są już przy stole. Wówczas zaczyna się potajemne przemycanie produktów na stół. Żona stawia zwykle na syrop klonowy, syn uparcie stara się wymóc na nas cukier puder, a córeczka wali w blat pierwszą lepszą zabawką. Ja z kolei udaję, że nic nie widzę, i mój zestaw pokrojonych owoców jest clou poranka. Podczas gdy rodzina dorzuca swoje składniki, ja tworzę. Tworzę naleśniki. Niezwykłe podobno. Bo takie nasze. Mieszanka przepisu mamy i receptury na crepes suzettes. Wyszły mi kiedyś zupełnie przypadkowo, i stały się nieodzownym składnikiem planu na każdy weekend.
Gdy na stole stawiam talerz z naleśnikami, zapada cisza. Syn przerzuca naleśniki w poszukiwaniu tego pierwszego, pokrzywdzonego, ponoć skazanego na wyrzucenie:) Żona komponuje dekorację swojego, córeczka dostaje kawałek do zjedzenia/rzucenia na ziemię (niepotrzebne skleślić). Gdy oni pałaszują, ja dosmażam resztę. Wreszcie mogę usiąść z nimi. I nie ma niedzieli, po prostu nie ma, żebym nie usiadł przy pustym talerzu z owocami. Pozostaje mi do wyboru cukier puder lub syrop klonowy….
Pierwszy, typowo mój i tylko mój to ZUMBA! -cudowny lek na wszelaką chandrę(zwłaszcza jesienną),który odpala witaminową bombę w moim umyśle i gwarantuje mi megapozytywny dzień i cudowną odskocznię od codzienności.! 😀 Natomiast nasz rodzinny sposób, którym umilamy sobie zimne dni i niepogodę, a także rozgrzewamy nasze ciało i emocje to kawa inspirowana kuchnią 5 przemian .:) Ta kawa to czysta empiria smaku, wystarczy dosłownie sekunda by zatracić się w jej aromacie na zawsze.Smakujemy jej zawsze wśród najbliższych powoli, zapominając o mijającym czasie, delektując się każdym smakowym doznaniem.;) Założenie tej kuchni jest takie,że każda spożywana przez nas rzecz ma swój smak: ostry, słodki, kwaśny, gorzki lub słony. Aby potrawa była smaczna i posiadała odpowiednie właściwości , każdy smak trzeba dodawać w odpowiedniej kolejności.W przypadku kawy zaczynamy od wrzącej wody i kurkumy( smak gorzki), potem dodajemy zwykłą mieloną kawę, cynamon i miód(smak słodki), goździki i imbir(smak ostry), zimna woda( smak słony) i na końcu ocet jabłkowy(smak kwaśny). Taka niesamowicie aromatyczna kawa pita w zimny dzień lub wieczór wprowadza harmonię, rozgrzewa i długo działa.Taka kawa to już taka nasza mała rodzinna tradycja, praktykowana tylko jesienną i zimową porą w rodzinnym gronie 🙂 Pita zawsze przy ciepłym kominku niesamowicie umila naszą codzienność i wywołuje ogromny uśmiech na naszych twarzach. 🙂 Dzięki niej każdy, nawet i szaro-bury,chłodny dzień jest przepełniony miłością, ciepłem i niepowtarzalnym aromatem w każdej sekundzie jego trwania. 🙂
Święto na co dzień – małe rzeczy. Gdy wychodzisz z domu do pracy chwilę wcześniej i uśmiechasz się do pani z kiosku pod blokiem. Gdy wysiadasz przystanek wcześniej i idziesz na pieszo. Gdy ktoś na biurku zostawi ci coś słodkiego. Albo gdy wracasz do domu i przygotowujesz obiad dla kogoś kogo kochasz. I najzupełniej wiesz, że włożyłaś w to całą swoją miłość. Bo święta smakują lepiej, gdy doprawione są miłością. Najczęstszą z przypraw, choć tak drogocenną i najdroższą na świecie.
Z mężem mijamy się praktycznie każdego dnia, obydwoje pracujemy na zmiany gdy mam na popołudniową zmianę to zamiast odpocząć lub sprzątać pół dnia stoję w kuchni by ugotować mu obiad, który zje dopiero wieczorem, a ja w pracy odczytam w pośpiechu sms, ze pyszny. Gdy mamy raz w tygodniu wspólne przedpołudnie zazwyczaj odsypiamy lub zamawiamy coś aby nie trwonić czasu w kuchni, mamy go zbyt mało. A szkoda, na studiach zawsze razem pichciliśmy. Od czasów studiów nic się nie zmieniło, nadal razem, nadal w kawalerce 35m2, nadal lubimy gotować, tylko ten czas i zmianowa praca…dla nas każde 5 minut razem jest cenne, warto spróbować z szybkowarem 🙂
Wreszcie weekend!!! Sobota. Wstaję pierwsza, wcześniej niż moi domownicy, idę do dużego pokoju z aneksem kuchennym, podnoszę roletę i śledzę jak blok naprzeciwko budzi się. Myślę o śniadaniu, o rzeczach, które mam do zrobienia i przychodzi pora na kawę. Włączam czajnik, aby zagotować wodę. Do dużej, porcelanowej filiżanki wsypuję 2 łyżeczki mojej ulubionej kawy, zalewam ją wrzącą wodą a aromat rozpływający się po domu wprowadza mnie w baśniowo-nostalgiczną atmosferę. Teraz czas na mleko. Koniecznie musi być mleko!!! Upijam, dolewam, upijam, dolewam, aż kawa będzie miała idealny smak i barwę. Musi być beżowa. Czasem doleję do niej za dużo mleka i kawa jest za chłodna. Teraz czas na śniadanie. Mąka, mleko, świeże jaja i polskie jabłka. Kilka prostych składników, parę nieskomplikowanych gestów i pojawiają się puchate racuchy, lekkie jak chmurka, z ulubionymi jabłkami. I radość jak zawsze ogromna, gdy z patelni zsuwam rumiane, uśmiechnięte placuszki. Pałaszuję je niecierpliwie, jeszcze gorące, i wtedy zapada ta krótka, słodka chwila ciszy…i mój dom budzi się…
Jak na co dzień święto sobie sprawuję?
Po prostu robię coś, co uśmiech u mnie wywołuje.
Jazda na rowerze to mój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu,
kiedy wybieram się w długą podróż,
nie muszę zabierać ze sobą kompasu.
Często jadę przed siebie podziwiając naturę i przyrodę,
a jak mamy do tego jeszcze piękną słoneczną pogodę,
wtedy czuję radość i swobodę,
tylko należy pamiętać, aby zawsze zabrać ze sobą wodę.
Bieszczady są moim ulubionym miejscem na tej planecie
spokojniejszego i piękniejszego miejsca nie znajdę szukając go nawet w internecie.
Niedawno je za swój cel je obrałem,
długo nad tą decyzją się nie zastanawiałem.
Prawowitych mieszkańców lasu nie spotkałem,
gdyż o możliwości natknięcia się na misia bądź wilka informację otrzymałem.
Na różnorodność zieleni jaką widziałem,
ze zdumienia oczy przecierałem.
Piękną dziką przyrodę i niesamowite pejzaże,
zdecydowanie bardziej preferuję niż pójście na plaże.
Już następną wycieczkę planuję,
gdyż jeżdżąc na rowerze sposób i wyciszenie odnajduję,
po prostu jazda na jednośladowcach mnie relaksuję.
Do innych zalet warto dodać, że zdrowe fizyczne nam podziękuje
i lepszą wytrzymałością oraz dobrą kondycją nam się zrewanżuje.
Z rodziną czy bliskimi w ten sposób warto spędzić czas,
w Polsce jest mnóstwo przeróżnych rowerowych tras.
W zdrowym ciele zdrowy duch powiadają,
nie znam osób,
którzy z tym stwierdzeniem się nie zgadzają.
Do swojej odpowiedzi pisemnej prace graficzne przygotowałem,
w poniższych odnośnikach je dodałem.
http://imageshack.com/a/img922/3835/qbknpK.jpg
http://imageshack.com/a/img923/9574/CFTrR1.jpg
Moje Święto każdego dnia jest wtedy, kiedy po pracy w moim “magicznym domku” siadam z książką w fotelu, a na stoliku kładę ogromny kubek z gorącą herbatą. Czasami zapalam świecę i tak sobie czytam i czytam i popijam pyszniutką herbatkę… Uwielbiam to !
Święto dla mnie to czas wypełniony chwilami, które spędzam wśród najbliższych i tak ma na pewno każdy mieszkaniec naszej błękitnej planety. Niestety takiego święta nie można mieć na zawołanie, nie zależy bowiem od nas czy bliscy są z nami, czy tez nie… Ale można rozpieszczać swoje podniebienie i jemu właśnie zrobić święto. Zmysł smaku wraz ze swoim odwiecznym kompanem – zmysłem powonienia – może sprawić nam tyle radości, że poczujemy aurę święta głęboko w swojej mentalności. Dla mnie ucztą dla podniebienia i nosa są… Frytki!!!
Zakochałem się w nich będąc małym smykiem i do dziś mi nie przeszło. Warunkiem jednak musi być to, że od podstaw po sam finał robię je sam – przyprawy, dodatki – inaczej to nie święto 😉
Witam, a wyniki już były?
pozdrawiam